Czy Rada Polityki Pieniężnej jest odpowiedzialna za względnie wysoką inflację?
ADAM GLAPIŃSKI*
Nie. Wzrost inflacji nastąpił ze względów strukturalnych. W znacznym stopniu to efekt wzrostu cen regulowanych, na które RPP nie ma wpływu. Poza tym u nas inflacja nie spada mniej więcej z tych samych powodów, dla których nie wpadliśmy w recesję: nasza gospodarka jest w stosunkowo małym stopniu zależna od wymiany z zagranicą, jej poziom ukredytowienia jest relatywnie niski, a w systemie finansowym – zwłaszcza w sektorze bankowym – nie używa się wyrafinowanych narzędzi.
Jak ustępująca RPP wypadła w starciu z kryzysem?
Reklama
Rada w czasie kryzysu zachowywała się racjonalnie. Można mieć do niej pretensje, że wcześniej z opóźnieniem reagowała na konieczność obniżenia stóp, kiedy być może trzeba było dodatkowo pobudzić wzrost – ale działanie RPP w ciągu ostatniego roku było prawidłowe. Oczywiście można się zastanawiać, czy np. obniżenie stopy rezerw obowiązkowych nie powinno nastąpić kwartał wcześniej – ale jak widać ta decyzja i tak miała ograniczony wpływ na rynek. Zresztą skuteczność polityki pieniężnej w warunkach tego kryzysu jest ograniczona. Kredytu na rynku jak nie było, tak nie ma. To wynika nie tylko z polityki banków, ale też bardzo ostrożnego podejścia przedsiębiorstw, które wolą finansować działalność z własnych środków.
Rada zakończyła cykl obniżek stóp procentowych. Słusznie?
To podejście jest właściwe. Stóp nie należy zmieniać przynajmniej do momentu, gdy pojawi się solidne ożywienie w gospodarce, a inflacja będzie szybować powyżej celu, czyli 2,5 proc. Niektórzy ekonomiści twierdza, że może to nastąpić w drugiej połowie przyszłego roku. Wiele zależy od rozwoju sytuacji w gospodarce niemieckiej, a sygnały napływające stamtąd nie są jednoznaczne. Jeśli w Niemczech nastąpi odbicie, to po jakimś czasie u nas przyspieszy eksport. To zaś pociągnie całą gospodarkę. W połowie roku lub jesienią nowa RPP będzie mogła zacząć coś robić. Rozumiem przez to pierwsze podwyżki stóp, bo wraz ze wzrostem gospodarczym ruszy inflacja, która przecież już dziś, biorąc pod uwagę kryzys, nie jest niska. Jest ryzyko, że średnioroczna inflacja w przyszłym roku będzie zmierzać w kierunku 4 – 4,5 proc. Faktem jednak jest, że nowa RPP, przynajmniej na początku, nie będzie miała miejsca na zbyt kreatywne działanie, będzie – tak jak i obecna RPP – nastawiona neutralnie. Podział na jastrzębie i gołębie w RPP pewnie szybko się nie ujawni.
Dlaczego zakłada pan, że nowa rada będzie miała niewielkie pole manewru w polityce pieniężnej?
Ton polityki gospodarczej będzie nadawał rząd. RPP trochę będzie zakładnikiem polityki rządu. To rząd przygotowuje budżet, który potem akceptuje parlamentarna większość. Prezydent nie może go przecież zawetować. I wszystko wskazuje na to, że do czasu wyborów prezydenckich nie zobaczymy żadnych projektów śmiałych reform, które mogłyby wyprowadzić finanse publiczne ze stanu silnego napięcia. Do czasu tych wyborów będziemy karmieni wizją dobrze radzącej sobie z kryzysem gospodarki. A w dzień po wyborach rząd przystąpi do działania – bo musi to zrobić. Rada będzie więc w trudnej sytuacji, przez większość roku będzie musiała czekać i obserwować. A potem błyskawicznie reagować. Bo jeśli po wyborach zostanie wprowadzony plan cięć w wydatkach publicznych, to może to nie tylko ograniczać wzrost gospodarczy, ale też presję inflacyjną. Wtedy w scenariuszu podwyżek stóp trzeba będzie nanosić poprawki.
Czy to oznacza, że dla nowej RPP sprawa deficytu finansów publicznych powinna być jednym z głównych czynników, które weźmie ona pod uwagę przy podejmowaniu swoich decyzji?
Deficyt wymyka się spod kontroli – to jest fakt. Z tym wiąże się narastanie długu publicznego. Ten proces przyspiesza. Kwestia długu staje się już sprawą narodową. O ile jeszcze w 2010 roku może nam się udać utrzymać dług poniżej progu 55 proc. PKB – bo rząd zrobi wszystko, aby nie dopuścić do tego przed wyborami – o tyle w 2011 roku jest to praktycznie pewne. Przekroczenie przez dług 55 proc. PKB – a jeśli to nastąpi, to i z dużym prawdopodobieństwem i progu 60 proc. PKB – oznacza wstrząs nie tylko ekonomiczny, ale też polityczny.
Na jak długo problemy fiskalne wydłużą proces wejścia do strefy euro?
W tej chwili spełniamy tylko jedno kryterium, stopy procentowej. Niektórzy twierdzą, że Polska powinna spełniać wszystkie kryteria do roku 2015. Przychylam się do tej opinii. Według mnie – i to chcę podkreślić – nie należy się z tym (tzn wchodzeniem do strefy euro) nadmiernie spieszyć, ten proces nie może być gwałtowny. My nie dlatego powinniśmy zrobić np. porządek w finansach publicznych, żeby szybko wejść do strefy euro. Odwrotnie: powinniśmy przeprowadzić reformy, by uniknąć pułapki nadmiernego zadłużenia, i to właśnie te reformy w efekcie pozwolą nam spełnić kryteria. Generalnie uważam, że w obecnej sytuacji powinniśmy odłożyć na bok dyskusję na temat przyjęcia wspólnej waluty. Celem numer jeden jest w tej chwili ustabilizowanie finansów publicznych i zablokowanie przyrostu zadłużenia. Poza tym my obecnie nie wiemy nawet, z jakim tempem PKB Polska wyjdzie z tego kryzysu. Na razie mamy wzrost, uniknęliśmy recesji. Ale warto przy tej okazji zwrócić uwagę, że nasze tempo wzrostu spadło mniej więcej w takiej skali jak w dużych gospodarkach zachodnich. Oni przed kryzysem mieli wzrost rzędu 2 proc. teraz mają recesję 3–4 proc. U nas PKB rósł 6–7 proc. rocznie. Teraz to tempo wynosi 1–2 proc. i to – w naszych warunkach – jest fatalny wynik.
Nowa Rada Polityki Pieniężnej będzie wybierana na początku przyszłego roku – czyli w przededniu prezydenckiej kampanii wyborczej. Czy nie ma ryzyka, że proces wyboru RPP w takich warunkach doprowadzi do upolitycznienia tej instytucji?
Nie sądzę. Przy wyborze rad poprzednich dwóch kadencji nie zdarzyło się, aby choć jeden z członków został tam powołany z powodów politycznych. Rada ze swej natury musi być instytucją stabilizującą, konserwatywną, działającą bardzo formalistycznie. Nie ma tu miejsca na jakieś kontrowersje. Jestem pewien, że wszystkie kandydatury nie będą budziły wątpliwości rynku.
A czy sam mechanizm wyboru członków rady, w którym niemal wszyscy tracą mandat jednocześnie, nie spowoduje zaburzeń w jej działalności, zwłaszcza na początku kadencji?
Mam nadzieję, że większość parlamentarna na tyle wcześnie wyznaczy swoich kandydatów, by ci mogli konsultować się z NBP, zwłaszcza z jego Instytutem Ekonomicznym w najważniejszych sprawach. Oczywiście w tych, które nie są objęte tajemnicą państwową. Mogliby w ten sposób być stopniowo wprowadzani w swoje nowe role. O ile wiem, NBP jest otwarty na tego typu współpracę.
Mówi pan o większości parlamentarnej – a co z osobami desygnowanymi przez prezydenta? Decyzja w tej sprawie ma być ogłoszona w ostatniej chwili...
To jest inna sprawa. Kandydaci prezydenta nie są przesłuchiwani w parlamencie.
Prezydent wybrał już swoich kandydatów?
Nic o tym nie wiem. Ze mną o tym nie rozmawiał. Na pewno podejmie decyzje we właściwym momencie i na pewno będą to właściwe kandydatury.
A gdyby panu zaproponował członkostwo w Radzie Polityki Pieniężnej – co by pan odpowiedział?
Gdyby stało się to dziś byłbym zainteresowany. Ale przed nami jeszcze kilka miesięcy i za wcześnie mówić o tym, jaka byłaby moja ostateczna decyzja.
*Adam Glapiński, profesor Szkoły Głównej Handlowej, doradca prezydenta. Wymieniany jest jako prezydencki kandydat do nowej RPP