Złoty powinien się wzmacniać – ale w długiej perspektywie. Będzie to wynikało ze zdrowych fundamentów makroekonomicznych gospodarki - mówi w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej prof. Dariusz Filar z Rady Polityki Pieniężnej.

PKB w III kwartale wzrósł o 1,7 proc. – nieco więcej, niż spodziewał się rynek. Dlaczego rynek walutowy praktycznie zignorował te dane?

Złoty powinien się wzmacniać – ale w długiej perspektywie. Będzie to wynikało ze zdrowych fundamentów makroekonomicznych gospodarki i ze wzrostu jej wydajności. Mówiąc o długiej perspektywie mam na myśli okres liczony w latach, a nie godzinach czy dniach. W krótkim czasie kurs złotego zależy przede wszystkim od zmian nastrojów na rynkach globalnych. Jeśli porównamy wykres kursu złotego do wykresów kursów walut krajów azjatyckich czy niektórych państw Ameryki Południowej to okaże się, że te wykresy są do siebie bardzo podobne.

Tak dobre dane o PKB nie są w stanie przełamać tej zależności?

Nie. Na krótką metę globalne przepływy to jest główny czynnik. Dane lokalne mają drugorzędne znaczenie.

Reklama

Jeśli złoty rzeczywiście będzie się umacniał to czy nie zaszkodzi to paradoksalnie perspektywom wzrostu gospodarczego? Na razie eksport netto podbija nam dynamikę PKB.

Jeżeli eksporterzy polscy byli sobie w stanie poradzić z tak mocnym złotym, jakiego mieliśmy w roku 2008 to porównywalne niebezpieczeństwo w krótkiej perspektywie im nie grozi. Nie przesadzajmy z wpływem kursu walutowego na wzrost PKB. Tym bardziej, że z wczoraj opublikowanych danych wynika, że w innych składowych też jest poprawa. Po pierwsze, zmniejszyła się skala spadku inwestycji. W III kwartale zmalały one o 1,5 proc, podczas gdy w II kwartale spadek wynosił 3 proc. Drugi komponent to konsumpcja prywatna. Jej dynamika wyraźnie przyspieszyła z 1,7 proc. w II kwartale do 2,2 proc. w trzecim.



Jak tłumaczyć ten wzrost konsumpcji? Obniżką podatków?

Może w niewielkim stopniu. Ważniejsze było chyba jednak to, na co analitycy zwracali uwagę przy kolejnych miesięcznych danych o sprzedaży detalicznej: Polacy rzadziej decydowali się na wyjazdy zagraniczne. W lecie konsumpcja wyraźnie przesunęła się na rynek krajowy. To jest pewnie silnie działający impuls.

Czy w danych o PKB za III kwartał widać już odbudowywanie zapasów przez przedsiębiorstwa?

Nie, ten proces jeszcze się wtedy nie rozpoczął. Można to wywnioskować zestawiając dane o nakładach brutto na środki trwałe z danymi o akumulacji. To w pewnym sensie dobra informacja, bo pozwala mieć nadzieję na przyspieszenie dynamiki PKB w kolejnych kwartałach. Proces odbudowy zapasów będzie kolejnym elementem pobudzającym wzrost gospodarczy.

Czy to może oznaczać, że kryzys już się skończył? Teraz będzie już tylko lepiej?

Dane są lepsze od oczekiwań. Co więcej, okazuje się że nasza gospodarka zachowuje się tak, jak gospodarka globalna – czyli przyspiesza. Jeszcze kilka miesięcy temu pewna grupa polskich ekonomistów lansowała taką tezę, że w cyklu koniunkturalnym Polska jest spóźniona. Ich zdaniem fakt, że u nas nie ma recesji wynikał głównie z tego opóźnienia, a załamanie miało być dopiero przed nami. Wczorajsze dane pokazują, że te prognozy były błędne.

Jaka może być dynamika PKB w IV kwartale?

Prawdopodobnie ona będzie nieco przekraczała 2 proc. – bo jeszcze dołączy się efekt niskiej bazy statystycznej z ubiegłego roku. To ostrożnie pozwala szacować wzrost w całym roku na 1,6 proc.

Jeśli wzrost gospodarczy przyspieszy – czy nie będzie to groziło wzrostem inflacji?

Ta dynamika wzrostu gospodarczego, jaka obecnie mamy, nie sygnalizuje jakiegoś radykalnego przyspieszenia w 2010 roku. W przyszłym roku ona wyniesie prawdopodobnie około 2 proc. To nie rodzi zagrożenia wzrostem presji inflacyjnej w tej perspektywie. Co więcej, w tych danych dziś widać, że nieco się obniżyło tempo wzrostu wartości dodanej w usługach rynkowych. A to właśnie ceny usług m.in. kryły się za podwyższoną inflacją w 2009. Jeżeli popyt na usługi słabnie, to można oczekiwać, że ich ceny nie będą już tak mocno rosnąć. Scenariusz powrotu inflacji do celu – czyli 2,5 proc. - w 2010 roku jest więc prawdopodobny. Co nie zmienia faktu, że pod koniec 2011 i na początki 2012 roku inflacja już może być wyższa. A to oznacza, że nowa Rada Polityki Pieniężnej może zacząć podwyższać stopy już w II kwartale przyszłego roku, bo gospodarka zareaguje na taką decyzję za jakieś 2 lata.

Nowa RPP miałaby tak szybko rozpocząć zaostrzanie polityki pieniężnej?

Kiedy nowa rada się spotka w pełnym składzie w lutym na pierwszym posiedzeniu to od razu dostanie najnowszą projekcję inflacji. Ta projekcja będzie już obejmowała rok 2012. Już w ostatnio opublikowanym raporcie wskazywano, że ostatni kwartał 2011 roku może przynieść wzrost inflacji ponad cel NBP. Jak mówiłem decyzje w sprawie stóp przenosza się na gospodarkę po sześciu-ośmiu kwartałach, z największym natężeniem w kwartale siódmym. Jeżeli w takiej perspektywie inflacja może zacząć rosnąć, to już w przyszłym roku trzeba będzie dać sygnał, że wzrost stóp też powinien nastąpić.