Jednak od połowy czerwca do końca lipca ceny złota ignorowały oba te czynniki, mimo że dolar dynamicznie słabł, a ceny pszenicy szły w górę już od czerwca. Teraz znów zaczęły na nie zwracać uwagę.

Po ustanowieniu w drugiej połowie czerwca rekordu wszechczasów na poziomie 1264 dolarów za uncję, ceny złota zaliczyły trwający półtora miesiąca ostry spadek. Pod koniec lipca uncję kruszcu można było kupić za 1156 dolarów, o 108 dolarów mniej, czyli o 8,5 proc. taniej. Tę „promocję” można było tłumaczyć naturalną korektą i realizacją zysków, która nastąpiła po silnej zwyżce i dojściu do nowego szczytu. Mówiło się też, że złoto traci, bowiem nie tylko oddaliła się perspektywa inflacji, ale wręcz pojawiły się opinie, że w Stanach Zjednoczonych możemy mieć do czynienia ze scenariuszem deflacyjnym. Jednym z autorów wskazujących na możliwość jej wystąpienia był członek Fed James Bullard. Tyle tylko, że swoje poglądy na ten temat ujawnił pod koniec lipca, gdy ceny złota zaczęły już marsz w górę. Inflacyjne zagrożenie zaczęto dostrzegać w związku z dynamicznym wzrostem cen pszenicy. Jej notowania skoczyły od końca lipca z 6,2 do 8,2 dolarów za buszel, czyli o prawie jedną trzecią. Sytuację na jej rynku podgrzały informacje o wprowadzeniu przez Rosję czasowego zakazu eksportu. Trzeba jednak zauważyć, że notowania pszenicy rosły już od połowy czerwca. Od tego czasu do końca lipca poszły w górę o niemal 47 proc. Wówczas jednak nikt zagrożenia inflacyjnego nie dostrzegał. Nawet inwestorzy na rynku złota. Zauważono je dopiero teraz, gdy okazało się, że pszenica jest droższa o ponad 80 proc. w porównaniu do czerwca. W części komentarzy podkreśla się, że niebezpieczeństwo drastycznego ograniczenia podaży pszenicy z powodu deszczów w Kanadzie, suszy w Rosji i prognoz niższych zbiorów w Europie wcale nie jest tak duże, by uzasadniało tak dynamiczny wzrost cen. Co ciekawe, w reakcji na decyzję Rosji o zakazie eksportu ceny pszenicy spadły w ubiegły piątek od 4 do ponad 7 proc., co wydaje się mało logiczne.

Notowania złota „przespały” więc cały lipcowy wzrost cen pszenicy, sięgający 47 proc., kwitując go spadkiem o ponad 80 dolarów za uncję, czyli o 6,5 proc. Spadały też, mimo osłabienia się dolara wobec euro o 8,5 proc. i straty od czerwca aż o 12 proc. A przecież taniejący dolar powinien spowodować „automatyczny” wzrost cen złota. Od końca lipca sytuacja wróciła już do normy. Uncja złota zdrożała z 1156 do 1210 dolarów, czyli o 4,7 proc. Do czerwcowego rekordu brakuje jeszcze około 50 dolarów, czyli nieco ponad 4 proc. Być może więc dzięki słabemu dolarowi i mocnej pszenicy złoto znów mocniej zaświeci. Przy okazji warto zauważyć, że oprócz pszenicy od maja notowania cukru wzrosły o ponad 44 proc., zaś kawa zdrożała o niecałe 40 proc. Ceny kukurydzy i soi wzrosły jedynie o kilka procent, zaś ryż staniał o 14 proc. W ostatnich miesiącach surowce rolne okazały się o wiele lepszą inwestycją niż przemysłowe. Ropa zdrożała bowiem tylko o około 20 proc., a miedź jedynie o 5 proc.