W sierpniu weszły przepisy dotyczące obowiązku sprzedaży przez wytwórców energii na giełdzie. Czy doprowadzi to do większej przejrzystości rynku energii?
W ciągu ostatnich dwóch lat nastąpił gwałtowny rozwój rynku hurtowego, który spowodował wzrost przychodów skonsolidowanych grup energetycznych, które zostały sfinansowane przez odbiorców energii. Innym poważnym źródłem finansowania przedsiębiorstw energetycznych jest ustawa o likwidacji kontraktów długoterminowych (KDT), dzięki której do firm energetycznych trafią miliony złotych. Nowelizacja ustawy Prawo energetyczne miała do spełnienia bardzo wiele funkcji, m.in. zwiększenie przejrzystości rynku energii oraz wygenerowanie jasnych i czytelnych sygnałów cenowych. Wydaje się, że wolumen obowiązkowego obrotu giełdowego, czyli 15 proc., nie jest do tego wystarczający, choć oczywiście jest lepszy niż nic.
Jak pan ocenia współpracę grup energetycznych z przemysłowymi odbiorcami energii?
Istnieje istotna różnica pomiędzy przedsiębiorstwami energetycznymi a przedsiębiorstwami produkcyjnymi. Firmy energetyczne wszystkie swoje koszty mogą przenieść w cenach energii elektrycznej i usług przesyłowych i dystrybucyjnych. Odbiorcy przemysłowi, którzy funkcjonują na rynkach globalnych, są w zupełnie innej sytuacji. W ich przypadku ceny wyznaczają mechanizmy obiektywne takie jak np. giełda towarowa i albo producent ze swoimi kosztami wytworzenia mieści w cenie rynkowej – i wtedy produkuje, albo nie – i wtedy nie produkuje. Tak jest np. w przypadku ArcelorMittal, który ze względu na rosnące ceny energii elektrycznej i gazu nie wykorzystuje ok. 30 proc. mocy wytwórczych w swojej najbardziej nowoczesnej w Europie walcowni, zlokalizowanej w Krakowie. Obecnie globalne koncerny produkują tam, gdzie jest najtaniej. Jeśli chcemy, żeby polska gospodarka dobrze funkcjonowała, a polscy obywatele mieli pracę, musimy tak wyważyć cenę energii elektrycznej, aby z jednej strony energetyka mogła się rozwijać, a z drugiej, by nie zabiła odbiorcy przemysłowego i by odbiorca indywidualny nie został nadmiernie zubożony.
Reklama
Przez ostatnie 2 – 3 lata toczyła się dyskusja na temat wyceny energii elektrycznej. Energetycy oczekiwali ceny krańcowej, która pozwoliłaby wybudować nowe źródła wytwórcze jedynie w oparciu o przychody pochodzące ze sprzedaży energii elektrycznej. To oznaczałoby gwałtowny wzrost cen energii i wzrost kosztów produkcji, a w konsekwencji upadek wielu przedsiębiorstw i ograniczenie przychodów dla energetyki. Forum Odbiorców Energii Elektrycznej Gazu (FOEEiG) zawsze podkreśla, że przy aktualnej strukturze własnościowej sektora nie jest możliwe pełne uwolnienie rynku.
Pana zdaniem prezes URE nie powinien zwalniać sprzedawców energii z zatwierdzania taryf na sprzedaż energii odbiorcom indywidualnym?
Ceny energii dla odbiorców przemysłowych w latach 2007 – 2009 wzrosły ok. 60 – 70 proc. To był efekt konsolidacji i umocnienia przedsiębiorstw energetycznych bez zapewnienia elementów tonujących wzrosty cen energii.
Odbiorcy przemysłowi kupują energię elektryczną na zasadach rynkowych od dawna, ale istnieje element stabilizacji rynku w postaci ceny ustalonej przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki (URE) w taryfach dla odbiorców indywidualnych. To sygnał pokazujący, na jakim poziomie cena energii powinna się ukształtować. Można dyskutować, czy ta cena jest za wysoka, czy za niska, ale jest ona elementem kontroli. Dopóki polski rynek energii elektrycznej nie spełni podstawowych warunków rynku konkurencyjnego, jego pełne uwolnienie nie jest możliwe. Szczególną rolę w obszarze monitorowania rynku energii ma URE, któremu nowelizacja ustawy Prawo energetyczne dała szerokie możliwości i uprawnienia. Zwiększeniu uległy także kompetencje Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta (UOKiK).
Firmy energetyczne zapewniają, że ceny energii muszą być wysokie, żeby mogły być realizowane inwestycje w branży energetycznej.
Od 2002 r., czyli czasu od kiedy ZGH Bolesław korzysta z rynku energii, mówi się o potrzebie budowy nowych źródeł energii w ilości ok. 1000 MW rocznie. Tych inwestycji jednak nie ma. Odbiorcy przemysłowi mają świadomość, że bez energetyki systemowej przestaną funkcjonować. Problem jest w pewności, czy środki ponoszone przez odbiorców w cenie energii zostaną właściwie wykorzystane przez wytwórców. Program dla elektroenergetyki zakładał konsolidację sektora, ale pod warunkiem przeprowadzenia inwestycji w nowe źródła wytwórcze. Wycena energii elektrycznej na zasadzie ceny krańcowej prowadzi do gigantycznych, nieuzasadnionych przychodów generowanych w źródłach już istniejących. Dlatego zakładano, że tę cenę trzeba uśrednić. Jak widzimy, nic z tego nie wyszło. Konsolidacja została przeprowadzona, a nowych mocy jak nie było, tak nie ma.