Rozstanie dawnych koalicjantów - Silvia Berlusconiego i Gianfranca Finiego powoduje, że kraj czeka długi kryzys polityczny. To zły sygnał dla inwestorów, bo gospodarka ma się coraz gorzej i wymaga szybkich zmian
Zmagająca się z ogromnym długiem publicznym włoska gospodarka ma nowy kłopot. Po rozpadzie koalicji Silvio Berlusconiego upadek rządu jest kwestią czasu. A to niepokoi inwestorów, którzy obawiają się, że kryzys polityczny wstrzyma niezbędne reformy.

Z gospodarką nie jest dobrze

Wczorajsze wyjście ministrów Gianfranco Finiego z rządu jest zwieńczeniem konfliktu, który tlił się od lata. Efektem sporu między politykami jest to, że administracja przestała praktycznie działać. Od czterech miesięcy nie można np. mianować szefa agencji sprawującej nadzór nad giełdą. Zajęci aferami politycy nie mieli też głowy, by zająć się reformą gospodarki, która wraz z grecką, irlandzką, hiszpańską i portugalską zaliczana jest do najsłabszych ogniw strefy euro. Na dodatek wiedzie się jej coraz gorzej. Trzecia największa w strefie euro gospodarka rośnie wolniej, niż przewidywano, spada produkcja przemysłowa, wzrasta za to bezrobocie. Włoski dług publiczny wynosi obecnie 1,7 biliona euro – co równa się 115 proc. PKB – i jest jeden z największych na świecie. Deficyt budżetowy sięga 5 proc. W efekcie ostatnich zawirowań politycznych spread pomiędzy włoskimi i niemieckimi obligacjami osiągnął największą wartość w ciągu ostatniej dekady.
– Włochy nie są konkurencyjne – ostrzega szef banku centralnego Mario Draghi, przekonując, że złe prawo pracy, oparcie gospodarki na małych przedsiębiorstwach, które nie są w stanie konkurować na globalnym rynku, oraz niewydolny sektor finansów powodują stagnację.
Reklama
Problem w tym, że bardziej konkurencyjne zbyt szybko się nie staną, bo scenariusze na najbliższe miesiące są następujące – albo rząd mniejszościowy, albo przedterminowe wybory, które wcale nie muszą wyłonić zdecydowanego zwycięzcy.

Bez szans na reformy

Wczoraj z gabinetu Berlusconiego odeszli czterej politycy prawicowej partii Przyszłość i Wolność. – Ten rząd nie może już liczyć na nasze poparcie – mówił jej szef i dawny sojusznik premiera Gianfranco Fini. To kolejny cios dla 74-letniego magnata medialnego, bo w zeszłym tygodniu ugrupowania centrolewicy złożyły wniosek o wotum nieufności dla rządu. Centroprawicowa partia premiera Lud Wolności nie ma większości w Izbie Deputowanych, los Berlusconiego jest więc teraz w rękach byłego koalicjanta. Chętnie opisywane przez media skandale obyczajowe z udziałem krewkiego premiera dają Finiemu okazję, by pokusić się o odsunięcie Berlusconiego od władzy.

>>> Zobacz również: Włoska Izba Deputowanych przyjęła rządowy program oszczędności na kwotę 25 mld euro

Jedynym pocieszeniem dla gospodarki jest to, że budowane przez Finiego ugrupowanie Przyszłość i Wolność nie jest jeszcze gotowe do wyborów. Jego politycy zapewniają, że nie będą próbowali doprowadzić do nowych wyborów, zanim obecny parlament nie uchwali budżetu, co może potrwać co najmniej do połowy grudnia.
Decyzję tę komentatorzy uznali za rzadki przejaw rozsądku na włoskiej scenie politycznej. Ale to za mało. Na strukturalne reformy, które są niezbędne, w sytuacji kryzysu politycznego – bez względu na to, czy Berlusconi przetrwa najbliższe tygodnie, czy nie – szans nie ma żadnych.

Anarchia nie musi przeszkadzać gospodarce

Powojenne Włochy są najmniej stabilnym politycznie państwem w Europie. Od chwili zniesienia monarchii w 1946 roku krajem rządziło w sumie 24 premierów stojących na czele 60 gabinetów. Mimo to permanentny chaos na górze w niczym nie zaszkodził włoskiej gospodarce.
Dominującą rolę na włoskiej scenie politycznej od końca wojny pełniła Chrześcijańska Demokracja (DC). To z jej szeregów wywodzili się tacy krezusi włoskiej polityki, jak premierzy Alcide De Gasperi, Aldo Moro czy Giulio Andreotti. Mimo to DC zwykle musiała korzystać ze wsparcia niepewnych koalicjantów (choć palmę pierwszeństwa dzierży lewica, dwukrotnie zawiązująca ośmiopartyjne koalicje), którzy zrywali współpracę pod dowolnymi pretekstami. Na domiar złego w 1992 r. okazało się, że najwyższe szczeble chadeckiej władzy oplotła siatka podejrzanych powiązań. Wykazano związki DC z mafią i systemową korupcję, co zmiotło ugrupowanie z powierzchni.

>>> Polecamy: Przenosiny produkcji pandy z Polski do Włoch: trwa referendum w Pomigliano d'Arco

Mimo to Włochy pozostają symbolem kraju, który osiągnął gospodarczy sukces na przekór politykom. Mało tego: na przełomie lat 50. i 60. świat był świadkiem jednego z najbardziej błyskotliwych boomów gospodarczych w historii. Włosi w ciągu dekady przebudowali swój kraj z zacofanej, opartej na rolnictwie gospodarki na zindustrializowaną potęgę regionalną. W trakcie il boom, którego symbolem był legendarny Fiat 500, gospodarka rozwijała się w tempie 8 proc. rocznie, a produkcja przemysłowa z roku na rok rosła nawet o 1/3. Nad Padem powstało jedno z największych zagłębi przemysłowych Europy, połączone z resztą kraju siatką autostrad. I to mimo że w tym samym czasie rządy zmieniały się nawet dwa razy do roku.