Niemal rok po zaprzysiężeniu na urząd prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz planuje wizytę w Polsce. W ciągu 338 dni urzędowania zdążył odwiedzić 25 stolic. Był w Moskwie, Brukseli, Berlinie, Waszyngtonie, Ankarze i Pekinie. Po raz pierwszy w historii niepodległej Ukrainy Warszawa znalazła się na tak odległym miejscu. W sensie gospodarczym Kijów pozycjonuje się między Wschodem a Zachodem, a pośrednictwo Warszawy nie jest mu potrzebne.
Bo też i Polska straciła zainteresowanie wciąganiem Kijowa na siłę do Zachodu. A Janukowycz jeszcze przed objęciem władzy dawał jasno do zrozumienia, że nie potrzebuje adwokatów. Zwłaszcza takich, którzy w czasie pomarańczowej rewolucji byli przeciw niemu czy też określali go mianem kryminalisty. Dziś Janukowycz nie ma zobowiązań ani wobec Moskwy, ani wobec Zachodu. Kijów od roku gra tylko na siebie.
– Sami wiemy, jak zadbać o nasze interesy. Nie potrzebujemy pośredników – mówił „DGP” tuż przed wyborami obecny wicepremier Borys Kołesnikow. – Szanujemy wysiłki Polski, ale Ukraińcy wiedzą doskonale, jak się poruszać między Moskwą a Brukselą – komentowała w rozmowie z „DGP” obecna wiceszefowa administracji prezydenta Hanna Herman. Już wtedy było jasne, że wygrana Janukowycza oznacza nowy etap w stosunkach Polska – Ukraina. Etap, w którym dominuje zimna kalkulacja.
Reklama

Kto kogo właściwie ograł

– Po latach zapewniania się wzajemnie o dozgonnej przyjaźni Polska ma do czynienia z ekipą decyzyjną i przewidywalną. Ustalcie, czego konkretnie chcecie, i korzystajcie z tego, że w Kijowie rządzą ludzie do bólu pragmatyczni – mówi „DGP” Andrij Doroszenko, doradca posła Partii Regionów (PR) Łeonida Kożary. Dodaje, że PR już krótko po wyborach dawała sygnały, że chce nawiązać bliższe kontakty z Polakami. Zanim jednak Warszawa odpowie, warto przyjrzeć się, jaki jest styl Janukowycza w stosunkach z innymi partnerami i co z tego wynika. Najlepszym przykładem będzie przetestowana w 2010 r. Rosja, podobnie jak Polska – mityczny przyjaciel Ukrainy.
Wiosną ubiegłego roku przewidywano, że w efekcie umów z Moskwą Ukraina straci suwerenność, a Janukowycz świadomie podporządkuje gospodarczo kraj sąsiadowi. Nic bardziej mylnego.
Najważniejsza z umów – „flota za gaz” (zgoda na przedłużenie stacjonowania rosyjskiej Floty Czarnomorskiej do 2042 r. w zamian za 30-proc. obniżkę cen gazu) – pozwoliła uratować budżet, uzyskać kredyt MFW i przywrócić wiarygodność finansową kraju. W konsekwencji jesienią Kijów korzystnie sprzedał obligacje, udowadniając, że umie pozyskać kapitał z rynku.
Kolejne porozumienia również miały niejednoznaczny bilans mimo przekazu medialnego pt. „Janukowycz sprzedał Ukrainę”. Tak jak deal koncernu lotniczego Antonow z rosyjskim odpowiednikiem OAK. Antonow produkuje transportowce An-124 i An-225 Mrija oraz pasażerskie An-140. Są relatywnie tanie i niezawodne, ale przynoszą fabryce straty. Firma już za Janukowycza szukała partnera, by więcej sprzedawać, a co za tym idzie przywrócić rentowność spółce. Rozmowy prowadzono zarówno z amerykańskim Boeingiem, jak i europejskim EADS. Problem jednak w tym, że każdy z tych koncernów traktuje Antonowa jako potencjalne zagrożenie, a nie partnera. Ostatecznie na fuzję zgodzili się Rosjanie. Wybór był prosty: albo kolejne lata nierentowności Antonowa, albo OAK.
Podobny trend dotyczy energetyki i prób przejęcia przez Rosjan ukraińskich gazociągów. Jak pisze rządowy Ośrodek Studiów Wschodnich: „Rozmowy dotyczą tych sfer gospodarki, w których Kijów nie jest gotowy iść na ustępstwa wobec Rosji. Ostatnie miesiące, mimo licznych spotkań na najwyższym szczeblu, nie przyniosły przełomu w kwestiach energetycznych”. Dla Janukowycza powołanie konsorcjum gazowego, czyli w konsekwencji przeniesienie własności sieci na Rosjan, nie wchodzi w rachubę. Chyba że Rosjanie daliby Ukraińcom udziały w atrakcyjnych złożach gazowych i zrezygnowali z budowy gazociągu South Stream. To dla Moskwy warunki zaporowe.
O tym, jak Kijów postrzega relacje z Rosją, wiele mówi również układ w sferze nuklearnej. Moskwa ma monopol na dostawy paliwa atomowego do ukraińskich elektrowni, ale rosyjskie paliwo jest po prostu najtańsze. Kupowanie go gdzie indziej nie ma uzasadnienia ekonomicznego. Nad Dnieprem powstanie zakład produkcji paliwa jądrowego. Pieniądze wyłożą Rosjanie, ale kontrolny pakiet akcji przypadnie Kijowowi. Rząd nie oddał też Rosji kombinatu metalurgicznego w Mariupolu, bo jest nim zainteresowany sponsor Partii Regionów Rinat Achmetow. To samo z produkującym lokomotywy Łuhanśktepłowozem. Jego sprzedaż rosyjskiemu BMZ unieważnił sąd.
Aby kontrować Rosję i nie pozwolić jej na gospodarcze zdominowanie Ukrainy, Janukowycz chce pozyskać inwestycje z Chin oraz stawia na sojusz z Turcją w sprawie blokowania gazociągu South Stream, którego budowa oznacza dla Ukrainy utratę statusu państwa tranzytowego.

Przyjaciele z Azji

We wrześniu 2010 r. prezydent przywiózł z Pekinu 13 umów, głównie gospodarczych. Chińczycy mają za miliard dolarów wybudować m.in. linię kolejową z Kijowa na międzynarodowe lotnisko w Boryspolu. Ukraińcy chcą uczynić z portu centrum przesiadkowe dla lotów na trasie Europa – Azja i Bliski Wschód. Po zakończeniu trwającej właśnie rozbudowy prowincjonalnego obecnie lotniska i połączeniu go ze stolicą linią szybkiej kolei jest na to realna szansa.
Zwłaszcza jeśli w międzyczasie uda się podpisać z UE pogłębioną umowę o stowarzyszeniu i wolnym handlu, która powinna obejmować także utworzenie wspólnej przestrzeni powietrznej, a co za tym idzie dopuszczenie relatywnie tanich ukraińskich linii lotniczych na rynek europejski. To oczywiście tylko jeden, nie najważniejszy punkt negocjowanej właśnie umowy.
Z pobieżnej obserwacji doniesień w tej sprawie mogłoby się wydawać, że rozmowy ugrzęzły w martwym punkcie. Po 17 rundach i ponad trzech latach rokowań wciąż nie udało się porozumieć w najważniejszych punktach spornych. W samym rolnictwie pozostało do uzgodnienia 400 rozbieżności. Jednak główna różnica między Janukowyczem a jego poprzednikiem polega na tym, że obecny prezydent nic nie musi.
Dla Wiktora Juszczenki postęp w rozmowach z Zachodem był warunkiem sine qua non do uznania jego prezydentury za udaną. Dzięki ambitnej, wielowektorowej i pozbawionej dogmatyzmu polityce zagranicznej i gospodarczej ekipy niebieskich umowa z Unią to tylko jeden z elementów oceny rządów regionałów. Rozmowy z Brukselą stały się lustrzanym odbiciem negocjacji z Rosją. W warstwie retorycznej Kijów podkreśla dobrą wolę i przyjaźń, po czym przechodzi do trudnych rokowań.
Poza oczywistymi korzyściami, jakie niesie otwarcie europejskiego rynku na ukraińskie towary, umowa pociąga za sobą zagrożenia. W tej sprawie widać zresztą wyraźnie, dlaczego Kijów dystansuje się od Warszawy. Polacy boją się konkurencji tańszych sąsiadów zwłaszcza w branży transportowej (mamy największą flotę ciężarówek w Europie) i rolnej (Ukraina dysponuje 1/4 światowego areału żyznych czarnoziemów). Nasze obawy są trudne do przełamania przez ukraińskich negocjatorów.
Z drugiej strony także Kijów patrzy na umowę z niepokojem. Wymuszenie na Ukrainie rzeczywistej walki z korupcją wśród celników, wprowadzenie przejrzystych zasad zamówień publicznych, przepływów finansowych czy przyznanawania licencji pozbawią urzędników dodatkowego źródła dochodów. Z kolei europeizacja standardów produkcji utrudni Ukrainie handel z państwami WNP, w których większość standardów pozostała niezmieniona, czyli wspólna, jeszcze od czasów sowieckich.
Przeszkodą może być też pogarszający się stan demokracji nad Dnieprem. Manipulacje przy ordynacji wyborczej, które podkopują możliwość prowadzenia kampanii przez opozycję, aresztowania eksszefa MSW Jurija Łucenki, zakaz opuszczania kraju dla Julii Tymoszenko czy azyl polityczny, który w Czechach uzyskał minister gospodarki z czasów BJuT Bohdan Danyłyszyn, to tylko niektóre sprawy budzące wątpliwości na Zachodzie. Partia Regionów umacnia władzę w dość toporny sposób, kojarzący się z autorytaryzacją Rosji i Białorusi po pierwszych latach demokracji.
W sierpniu 2010 r. zniknął bez wieści dziennikarz śledczy z Charkowa Wasyl Kłymentjew. Nieudolny sposób prowadzenia postępowania przez milicję uzasadnia wniosek, że zaginięcie reportera może mieć związek z tym, że w swoich artykułach ujawniał podejrzane interesy charkowskich władz lokalnych. Służby specjalne, na których czele postawiono magnata medialnego Wałerija Choroszkowskiego, żywo interesują się za to pracownikami zachodnich fundacji działających nad Dnieprem.
Mimo to dla Zachodu Janukowycz jest optymalnym rozwiązaniem. Nie zgłasza pretensji do członkostwa w UE ani NATO. Z Rosją ułożył sobie stosunki. Kredytami z MFW oddalił państwo od widma bankructwa. Do tego to nie romantyczny rewolucjonista Juszczenko, wobec którego należy mieć moralne zobowiązania. Pytanie tylko, gdzie w tym wszystkim jest Polska. Czy powtarzane przez Janukowycza określenie „stabilność” jest dla nas korzystne, czy nie? Kolejne pytanie dotyczy korzyści z wdrażania popularnego określenia ze słownika prezydenta – „pozablokowość”, czyli ani NATO, ani sojusz z Rosją. Dalej, jak ocenić niechęć do polskiej adwokatury w Brukseli? Na te pytania Janukowycz nam nie odpowie. To zadanie Warszawy.
ikona lupy />
Wiktor Janukowycz szuka korzyści dla Ukrainy poza tradycyjnymi obszarami zainteresowania. Z Chin przywiózł 13 umów wartych w sumie cztery miliardy dolarów Fot. Forum / DGP