Związkowcy KGHM sprowokowali właśnie ministra skarbu Aleksandra Grada do deklaracji, że nie ma w planach sprzedaży kolejnych akcji miedziowego koncernu. A szkoda, bo cena miedzi wspięła się właśnie na najwyższy poziom w historii, przekraczając psychologiczną barierę 10 tys. dol. za tonę.
Związane z tym zyski firmy stwarzają okazję, by w najbliższym czasie przeprowadzić korzystną transakcję i zainkasować duże kwoty do budżetu. Pewnie za jakiś czas akcje KGHM i tak zostaną sprzedane. Tyle że najlepszy moment prześpimy. Nie po raz pierwszy i nie ostatni.
O niecne plany sprzedaży akcji KGHM oskarżył resort skarbu związkowiec z kombinatu i jednocześnie poseł SLD Ryszard Zbrzyzny. Trudno się dziwić jego obawom. Dalsza prywatyzacja ograniczyłaby niebotyczne wpływy związkowców. Zbrzyzny zaatakował ministra Grada za ubiegłoroczną „haniebną” sprzedaż 10 proc. akcji po 103 zł za sztukę, bo obecnie są one warte aż 170 – 180 zł. Krew poczuli też posłowie PiS. Zapachniało atmosferą z czasów prywatyzacji Banku Śląskiego, gdy poseł PSL Bogdan Pęk groził rządowi Trybunałem Stanu za zbyt tanią sprzedaż akcji. Tym razem padły budzące grozę słowa „komisja śledcza”.
Zwracając uwagę na ogromny wzrost cen akcji w ciągu roku, związkowcy wpadli we własne sidła. Skoro przeciwstawiają ówczesne niskie ceny obecnym wysokim, przyznali, że teraz jest dobry moment na sprzedaż. A więc panie ministrze, wykorzystajmy to i zainkasujmy pieniądze za pozostałe 32 proc. akcji Skarbu Państwa. Tym bardziej że ceny wciąż idą w górę (od końca 2008 r. wzrosły siedmiokrotnie). Wielu ekspertów wieszczy, że ten rok będzie należał do spółek surowcowych. Oczywiście sprzedaż KGHM nie jest prosta, bo rząd monolitem nie jest, a związkowców boi się jak ognia. Idąc im na rękę, chce uznać KGHM za spółkę strategiczną, co nie ma sensu.
Reklama
Idealnie trafić w górkę cenową to sztuka. Emil Wąsacz sprzedał 35 proc. akcji TP SA France Telecom i Janowi Kulczykowi. Inwestorzy płacili po 38 zł, podczas gdy obecnie kurs oscyluje wokół 17 zł. Wtedy jednak panowała gorączka wokół spółek nowych technologii. Kolejne pakiety akcji TP SA poszły już za cenę znacznie niższą. Błędem Wąsacza była sprzedaż jedynie kawałka firmy.
Podobne szczęście może się uśmiechnąć w tym roku do Aleksandra Grada. Pod warunkiem że nie skończy się dobra koniunktura na spółki chemiczne czy surowcowe. Za Jastrzębską Spółkę Węglową czy Lotos powinien zainkasować krocie. JSW zarobiła w ubiegłym roku netto ok. 1 mld zł, to efekt koniunktury na węgiel, czyli tegoroczny moment prywatyzacji byłby idealny. Z kolei pakiet 53 proc. akcji Lotosu wart jest na giełdzie blisko 3 mld zł. Takie firmy drożeją napędzane rosnącym kursem ropy naftowej.
Niestety, urzędnikom rzadko udaje się trafić w cenową górkę. Przykładem może być przewidywana na drugą połowę roku sprzedaż holdingu nieruchomościowego, który resort skarbu tworzy m.in. na bazie Dip Service i Ton Agro. Takie są koszty zwłoki. Boom w tej branży skończył się trzy lata temu, a inwestorzy prędko nie wrócą do spółek deweloperskich.
Przespaliśmy najlepszy moment sprzedaży PKP Cargo, za które 5 lat temu można było zażądać znacznie wyższej ceny. Firma miała większy udział na rynku i notowała wysokie zyski. A w 2009 roku przyniosła stratę i musiała przeprowadzić restrukturyzację.
Na przykładzie nieruchomości widać, że nie tylko rząd marnuje okazje. Na koniunkturze nie zdążyły skorzystać ani PKP, ani Agencja Mienia Wojskowego, ani samorządy. Na wystawiane obecnie budynki czy grunty nie ma wielu chętnych. Kolej chciała sprzedać w ubiegłym roku tereny za 400 mln zł, a znalazła chętnych do ledwie 20 proc. tej kwoty. Zgoła inaczej było w 2006 roku, gdy Hiszpanie po zaciekłej licytacji płacili 371 mln zł za teren jednej tylko zajezdni autobusowej w Warszawie, a tereny wokół Pałacu Kultury wyceniano na 2 mld zł. Teraz można dostać co najwyżej ułamek tych sum. Pozostaje czekać latami na powrót koniunktury albo sprzedać, za ile się da, ryzykując morderczą krytykę.