Interwencja Banku Gospodarstwa Krajowego na rynku walutowym, którą przeprowadził on tydzień temu na zlecenie resortu finansów i NBP, wciąż ma wpływ na złotego. Jego notowania są na stabilnym poziomie. Mimo to doszło do kolejnej interwencji – wczoraj około godz. 15 BGK działający na rynku w imieniu ministerstwa sprzedawał większe ilości dolarów na rynku.

>>> Czytaj też: Na rynku walutowym znów gorąco: BGK ratuje złotówkę

To natychmiast przełożyło się na umocnienie złotego także w relacji do innych walut. – Kluczowy kurs euro do dolara spadł o niecałe 3 grosze w okolice 4,40 zł. Ruch nie był zbyt duży, ale samą aktywność BGK należy odebrać pozytywnie. Polskie władze pokazują tym samym, że cały czas monitorują sytuację na rynku złotego – mówi Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.

Stabilna waluta cieszy firmy

Reklama

W efekcie złoty powinien być w miarę stabilny do końca roku. Zwłaszcza że w ubiegły poniedziałek dodatkowo wsparł naszą walutę minister finansów Jacek Rostowski, który powiedział, że w przyjętej przez rząd strategii relacja długu do PKB wyniesie na koniec tego roku 53,8 proc., przy założonym kursie 4,35 zł za euro. Już wówczas rynek odebrał to jako pełną gotowość polskich władz do obrony takiego kursu. – Po interwencji wahania kursu złotego zmniejszyły się. To dla prowadzenia biznesu jest najistotniejsze, bo wprowadza porządek – mówi Maciej Meyer, rzecznik grupy Belvedere Sobieski.

>>> Polecamy: Złoty najgorszą europejską walutą. Kryzys dopada Polskę

– Równocześnie, jeśli rząd i NBP będą broniły kursu gdzieś w okolicach 4,35 zł, to dla nas, eksporterów, bardzo dobra wiadomość. Jest on na tyle wysoki, aby polskie produkty były za granicą nadal bardzo konkurencyjne – dodaje. Przedstawiciele firm zajmujących się wymianą handlową z zagranicą przyznają, że dzięki mniejszym wahaniom spadną koszty zabezpieczenia rozliczeń. – Prostszą sytuację mają firmy, które kupują za euro komponenty do produkcji i sprzedają za euro gotowe wyroby. Zdecydowanie gorzej, gdy kupują za euro, a sprzedają za różne waluty. Ryzyko wtedy wzrasta – tłumaczy Krzysztof Pałyska, prezes Bell PPHU.

– Myślę, że optymalny byłby kurs w granicach 4 zł za euro. Do niego przywykli handlowcy z obu stron barykady i potrafią sobie z nim radzić – dodaje. Importerzy twierdzą, że wrześniowego osłabienia złotego nie przełożyli na ceny sprzedawanych produktów w Polsce, ale stałoby się to, gdyby kurs 4,50 zł miał się utrzymać dłużej. – Uznaliśmy, że sytuacja nie potrwa długo. Obawialiśmy się spadku popytu. Jeśli podniesiemy ceny, to równolegle z konkurencją – mówi jeden z importerów produktów spożywczych.

Inflacja wciąż powyżej celu

– Nawet kurs 4,35 zł za euro jest wysoki i może się przełożyć na to, że podwyższony poziom inflacji będzie się utrzymywał i nie uda się zejść do połowy przyszłego roku do celu inflacyjnego RPP, czyli 2,5 proc. +/– 1 pkt proc. – uważa Adam Czerniak, ekonomista Invest-Banku. Jest przekonany, że dlatego tak zdecydowanie interweniował tydzień temu NBP. Możliwe są interwencje w końcówce roku. – Jeśli inwestorzy znów będą grali na osłabienie złotego, to reagować będzie zarówno BGK, jak i NBP, by nie dopuścić do wybuchu inflacji. Tyle że te interwencje będą przy różnych poziomach kursów, aby nie wskazać spekulantom, gdzie jest punkt nieakceptowalny dla rządu – przekonuje Piotr Pękała, ekonomista PKO BP.

Największy atak BGK na wzmocnienie złotego może nastąpić w ostatnim tygodniu grudnia. Rząd będzie chciał zejść z kursem poniżej 4,35 zł. Tak na wszelki wypadek, bo wielkość PKB za ten rok poznamy wiosną przyszłego i dopiero wówczas wyliczony zostanie do niego dług.

>>> Czytaj też: Jak inwestować, to w kryzysie