Pod koniec marca wylatujący prywatnym odrzutowcem z Moskwy Andriej Borodin dostał telefon. Ówczesny prezes Banku Moskwy, o którego przejęcie starała się grupa kapitałowa WTB, dostał ostrzeżenie, że najdalej za kilka dni policja postawi mu zarzuty m.in. nadużywania stanowiska. Nie powrócił już do Moskwy (nie ujawnia miejsca aktualnego pobytu). Przez kilka następnych miesięcy jego Bank Moskwy – w którym udziały miały m.in. Goldman Sachs oraz Credit Suisse – znajdował się w centrum jednej z największych w ostatnich latach afer finansowych w Rosji. Żeby zapełnić rzekomą dziurę w jego księgach rachunkowych, rząd zdecydował się wesprzeć go w lipcu 395 mld rubli (14 mld dol.). Wartość bailoutu odpowiadała 1 proc. PKB.

Dziura, której nie było?

Szef WTB Andriej Kostin twierdzi, że pracujący dla niego eksperci już po przejęciu Banku Moskwy odkryli wątpliwe pożyczki warte miliardy dolarów udzielone firmom związanym z dawnym kierownictwem. Według jego słów rządowa pomoc była jak najbardziej zasadna i pozwoliła uniknąć rosyjskiego powtórzenia historii Lehman Brothers (upadek tego banku 15 września 2008 r. jest umownie przyjmowany jako początek ostatniego kryzysu finansowego – red.). Z kolei obóz Andrieja Borodina utrzymuje, że afera jest kolejnym przykładem przejęcia prywatnej firmy przez banki powiązane z Kremlem, zaś dziura w rachunkach została sztucznie stworzona jako pretekst do bailoutu, na którym skorzystał WTB.

>>> Polecamy: Austria ma najniższe bezrobocie w całej UE

Reklama
Choć każda ze stron stanowczo zaprzecza oskarżeniom, jedna i druga może mieć trochę racji. Jednak każda wersja wydarzeń jest niepokojąca dla inwestorów. Jeśli rację ma WTB, to jak organy kontrolne mogły nie zauważyć gigantycznej dziury w finansach Banku Moskwy? A w takim razie – jak wiele innych rosyjskich banków ukrywa podobne problemy? Z kolei oskarżenia Borodina obnażają niepokojące powiązania między państwem a kontrolowanymi przez niego firmami.
– Ta afera stawia pod znakiem zapytania instytucjonalną rzetelność firm nie tylko z Rosji, lecz także ze wszystkich rynków wschodzących. Rachunki mogą wyglądać dobrze, ale nikt nie wie, co kryje się za nimi w rzeczywistości – mówi Timothy Ash z Royal Bank of Scotland.
Afera zaczęła się ubiegłej jesieni po zwolnieniu po 18 latach Jurija Łużkowa ze stanowiska mera Moskwy. Jeszcze w 1995 roku polecił on Borodinowi, młodemu bankierowi z zachodnim wykształceniem, stworzyć finansową instytucję, która znajdowałaby się pod kontrolą władz miasta. Udało się i do zeszłego roku Bank Moskwy był jednym z największych w Rosji.
Borodin opowiada, że pod koniec zeszłego roku nowy mer stolicy Siergiej Sobianin powiadomił go o odsprzedaży WTB należących do miasta udziałów w Banku Moskwy. Zasugerował też, by Borodin sprzedał swój pakiet akcji i zrezygnował ze stanowiska dyrektora. Mimo presji Borodin próbował znaleźć alternatywnych nabywców dla swojej części udziałów. Nie udało mu się i na kilka dni przed swoją ucieczką sprzedał swój pakiet powiązanemu z Kremlem przedsiębiorcy, który działał jako pośrednik WTB.
Andriej Kostin twierdzi, że dopiero wówczas WTB odkryło w księgach rachunkowych kredyty na ogromną sumę 366 mld rubli, które Bank Moskwy udzielił firmom związanym z ludźmi Borodina. – Choć większość tych pożyczek jest do ściągnięcia, to w żadnym cywilizowanym kraju dyrektor banku nie zainwestowałby 40 proc. portfela kredytowego we własne aktywa. Sądzę, że 70 mld rubli z tych kredytów było przeznaczone na spłatę wcześniej zaciągniętych pożyczek. To piramida finansowa – mówi Kostin.

Pytania bez odpowiedzi

Do dziś wiele pytań pozostało bez odpowiedzi. Choć minister finansów Aleksiej Kudrin (podał się do dymisji kilka dni temu – red.) domagał się śledztwa w sprawie polityki udzielania kredytów przez Bank Moskwy, żadne nie zostało wszczęte. Także międzynarodowy list gończy, na mocy którego Borodin jest ścigany, nie odnosi się do oskarżeń WTB.
Borodin twierdzi, że Bank Moskwy nie miał możliwości prowadzenia działalności, którą zarzuca mu WTB. Wszystkie pożyczki powyżej 10 mln dol. były opiniowane przez komitet kredytowy. Poza tym od czasu kryzysu finansowego w 2008 roku, kiedy bank otrzymał niewielką pomoc od państwa, w Banku Moskwy na stałe pracowało pięciu pracowników Banku Centralnego. Sam z kolei podnosi pytanie o zasadność bailoutu w wysokości 14 mld dol., skoro tylko niewielkiej części kredytów nie da się odzyskać. – Bailout dotyczył nie Banku Moskwy, ale jego akcjonariuszy, co dobitnie świadczy o tym, że domniemane problemy mojej firmy były sztuczne i że pomoc rządu była przeznaczona dla kogoś innego. Założyłem ten bank i byłem jego szefem przez 16 lat. Jaki miałbym powód, żeby oszukiwać własną firmę? – twierdzi dziś Borodin.

>>> Polecamy: Gaz łupkowy zmieni zasady gry na giełdzie

Niezależnie od wartości zabezpieczenia, 366 mld rubli – które według Kostina miały być pożyczone firmom związanym z bankiem – znacząco przewyższa poziom ryzyka dopuszczony przez bank centralny. To z kolei rodzi pytanie, dlaczego nie widział on zagrożenia aż do lata, choć ostrzegały przed nim światowe agencje ratingowe, takie jak Fitch.
Aleksiej Simanowski, szef działu nadzoru banku centralnego, mówi, że ówczesne kontrole w Banku Moskwy były wybiórcze i nie wykryły żadnych nieprawidłowości. Jego pracownicy znaleźli tylko niewielką liczbę kredytów udzielonych firmom, które nie wyglądały na powiązane z Borodinem. – Nie wiedzieliśmy, że poza tymi kilkoma pożyczkami były dziesiątki innych i że wszystkie one były powiązane. Szefostwo banku było dobrze postrzegane. Nic podobnego po prostu nie przyszło nam do głowy – dodaje.
Tymczasem Richard Hainsworth z agencji ratingowej RusRating zarzuca bankowi centralnemu kiepski audyt. – Od czasu zabójstwa w 2006 roku Andrieja Kozłowa, wiceszefa banku centralnego, który walczył o większą przejrzystość systemu finansowego państwa, organy kontrolne stały się bezzębnym tygrysem. Władze pozwalają bankom prześlizgiwać się przez luki prawne, jeśli tylko ich działalność jest zgodna z literą prawa – mówi
Ewidentnie niedbały nadzór daje inwestorom dużo do myślenia. Jednak najbardziej zszokowała ich wysokość bailoutu. – Powstaje pytanie, czy w innych bankach kontrolowanych przez państwo polityka kredytowa jest bardziej restrykcyjna – powiedział jeden znany ekonomista pod warunkiem zachowania anonimowości.
Rosja walczy o przywrócenie tempa wzrostu, którym cieszyła się przed światową recesją, i pytania dotyczące potencjalnego ryzyka systemowego kryjącego się w jej nieprzejrzystym systemie bankowym to ostatnia rzecz, która jest jej teraz potrzebna.
ikona lupy />
Bank Moskwy - logo na jednym z oddziałów banku w Moskwie, stolicy Rosji. / Bloomberg / Anna Artemeva