Obserwator Finansowy: Unia Europejska ledwo zipie, USA także, u nas w Polsce pierwsze sygnały recesji, a Szwecja ma się dobrze. Zdradzi Pan sekret szwedzkiego bogactwa i odporności na kryzys?

Andreas Bergh: Nie jest do końca tak, że jesteśmy „kryzysoodporni”. W 2009 r. mieliśmy recesję na poziomie 5 proc. PKB.

Ale w 2010 r. już pędziliście z prędkością prawie 6 proc. PKB.

Zgadza się. To prawda, że patrząc na okres ostatnich 15 lat, średnia stopa wzrostu gospodarczego w Szwecji była wyższa niż w krajach starej UE, albo w USA.

Reklama

To fenomen. Z jednej strony jesteście krajem z wysokimi podatkami, jednymi z najwyższych na świecie, macie bardzo rozbudowaną opiekę społeczną. Z drugiej strony jesteście w czołówce w rankingów wolności gospodarczej.

Ja to nazywam kapitalistycznym państwem opiekuńczym. Lekcja, którą Szwecja dała światu jest prosta. Gospodarka może funkcjonować dobrze przy dobrym wyważeniu stosunku sfery publicznej do prywatnej. Mamy świetny klimat dla biznesu, możesz szybko otworzyć firmę, łatwo pozyskać kapitał i ze względu na ochronę socjalną możesz się nie obawiać, że w razie niewypału wylądujesz na bruku. Mamy też rzeczywiście wysokie podatki. Bo jeśli ci się uda osiągnąć sukces, płacisz nawet 60 proc. kwoty swojego dochodu. Ale, ogólnie rzecz biorąc, to działa.

Powiem Panu, że ani ja, ani moi koledzy profesorowie, ani inni Szwedzi w ogóle nie buntują się przeciwko podatkom. Wręcz z chęcią płaciliby więcej, gdyby mieli pewność, że w zamian otrzymają konkretne usługi od państwa. Dużą rolę w sukcesie gospodarczym Szwecji pełni zaufanie społeczne, kooperacja. My nigdy nie mamy problemu z dochodami budżetowymi. Szara strefa jest stosunkowo niewielka. Państwo ma z czego żyć.

OECD prognozuje, że przez najbliższe 50 lat szwedzka gospodarka będzie rosnąć w średnim tempie 2 proc. rocznie. To zadowala?

W rozwoju gospodarczym państw jest taki trend, że im są bogatsze, tym w ujęciu procentowym trudniej im to bogactwo mnożyć. Rozwijają się średnio w tempie 4 proc. rocznie, a potem to tempo spada do ok. 2 proc. i się utrzymuje na tym poziomie przez długi czas. I to jest zdrowy, no, w miarę zdrowy, poziom. Gdyby wzrost spadł do 1 proc., mielibyśmy problem, bo to oznaczałoby spadek płac w ujęciu nominalnym. Nikt by się z tego raczej nie ucieszył.

A może jest tak, że w pewnym momencie, po dorobieniu się dużego bogactwa, hiperszybki wzrost po prostu przestaje być priorytetem? Jesteście już bogaci, dobrze wam z tym i nie zależy Wam już tak bardzo na wzroście.

Coś w tym jest. Jednak nie należy osiadać na laurach. Nasza gospodarka i nasza polityka gospodarcza też ma swoje wady. Także wysyła sygnały ostrzegawcze.

Dr Andreas Bergh jest wykładowcą ekonomii na Lund University w Sztokholmie, a także ekspert zajmującego się badaniami nad gospodarką Ratio Institute. Specjalizuje się w zagadnienia związanych z ekonomią polityczną i instytucjonalną – globalizacją, nierównościami społecznymi, prawami własności.

Pełna treść wywiadu na obserwatorfinansowy.pl