Organizacje pozarządowe i media uparcie dopytują: po co w 2011 roku sięgano po te informacje aż 2 miliony razy? Czy naprawdę w aż tylu przypadkach było podejrzenie popełnienia tak poważnego przestępstwa, że trzeba było łamać prawo do prywatności?

>>> Czytaj:Nowy etat – kontroler kontrolerów billingów

Rząd obiecał, że zrobi z tym porządek, że wprowadzi jasne zasady określające, kiedy i w jakim celu służby mogą na taki krok sobie pozwolić. Że ograniczy czas przechowywania tych informacji i – co najważniejsze – wprowadzi kontrolę nad służbami, by nie nadużywały tej metody. Obiecał w połowie 2011 roku i, jak widać, niespieszno mu do wypełnienia tej obietnicy.

Zamiast konkretnych zmian prawnych przedstawia tylko kolejne ogólne i do tego nierozwiązujące problemu pomysły. Być może uwierzył w to, co głosi Mark Zuckerberg, twórca Facebooka: „Prywatność? Coś takiego w internecie nie istnieje”. Tyle że z opinią Zuckerberga można się łatwo zgodzić lub nie. Wystarczy prosta decyzja: zakładam konto lub nie w jego serwisie.

Reklama

Temu, jak państwo traktuje naszą prywatność, niestety jesteśmy zmuszeni się poddać. Chcąc normalnie funkcjonować, nie da się dziś wyłączyć z tego systemu. Niby można nie mieć konta w banku czy komórki, ale czy zysk z tego naprawdę przewyższy straty: pieniądze przechowywane w domu, brak wygodnego kontaktu ze światem? Możemy jednak zrobić co innego: pilnować tego, co z informacjami o nas się dzieje.

Zaczynając od tego, by nie podpisywać automatycznie pod każdą umową zgody na przetwarzanie informacji w celach reklamowych, a kończąc na rozliczaniu urzędników z tego, jak bardzo chcą o naszą prywatność zadbać. Rzecznik praw obywatelskich, GIODO, Urząd Komunikacji Elektronicznej, a wreszcie także posłowie i senatorowie – do nich wszystkich każdy może napisać i uparcie pytać: jak zadbaliście o moje prawo do prywatności?