Kontrolowanie przyszłości energetycznej Ameryki oznacza coś więcej niż produkcję większej ilości energii dla własnych potrzeb. To zdolność zaprzęgnięcia renesansu energetycznego na rzecz realizacji naszych globalnych potrzeb geopolitycznych – twierdzi Meghan L. O’Sullivan, profesor Harvard University i były zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego w administracji prezydenta George’a W.Busha. I od razu ostrzega, że wielu zwolenników czytania z herbacianych fusów myli rzeczywistość z życzeniami, mając nadzieję, że bogactwo energii w kraju pozwoli na trzymanie się z dala od gwałtownej polityki i gospodarczych problemów Bliskiego Wschodu.

>>> Czytaj też: Łupkowo-naftowy boom w USA sprawił, że Amerykanie marnują gaz

Realne korzyści...

Profesor dla porządku przypomina ostatnie oceny ekspertów, na czele z raportem Citigroup, proklamujących „niezależność energetyczną Ameryki Północnej” do 2020 roku. Hardwardczyk wskazuje też na pierwsze korzyści, głównie natury wizerunkowej „Tak, jak kryzys finansowy uderzył w USA za granicą prezentując słabość, tak nasza rosnąca fortuna energetyczna stanie się mocnym przeciwstawieniem powszechnego obecnie na świecie twierdzenia, że USA chylą się ku upadkowi”.

Reklama

Boom łupkowy może okazać się także bardzo dobrą nowiną dla sojuszników USA. „Jeśli USA rozpoczną eksport gazu naturalnego w znaczących ilościach i kraje Europy zainwestują więcej w terminale LPG, wtedy osłabnie ich podatność na polityczną presję ze strony Rosji”.

... i pobożne życzenia

Energetyczny renesans USA zapewni w końcu autorom polityki zagranicznej w Waszyngtonie większe pole manewru. Ale boom energetyczny nie ziści Amerykanom długo oczekiwanej korzyści geopolitycznej: uwolnienia się od Bliskiego Wschodu – dowodzi O’Sullivan.

Faktem jest, że w 2020 roku USA będą importowały zdecydowanie mniej ropy naftowej niż obecnie, a być może w ogóle. Ale USA pozostaną zainteresowane inwestowaniem w stabilność w tej części świata, nawet jeśli nie będą konsumowały ani jednej kropli bliskowschodniej ropy. Poza energią Ameryka nadal bowiem przywiązuje ogromne znaczenie do takich spraw, jak terroryzm, rozprzestrzenianie broni nuklearnej, bezpieczeństwo Izraela i dobrobyt ponad 300 mln Arabów.

Co więcej USA będą dalej miały trwałe interesy energetyczne na Bliskim Wschodzie ponieważ ich sojusznicy i Chiny – jedna z największych sił napędowych globalnej gospodarki - staną jeszcze bardziej zależni w przyszłości od Bliskiego Wschodu. Nadto, ponieważ ropa naftowa jest wyceniana na globalnym rynku, każde zakłócenie na Bliskim Wschodzie błyskawicznie przefiltruje się do amerykańskiej gospodarki. I paradoksalnie, nie kupując wcale ropy w tym regionie, USA będą miały znacznie mniejsze możliwości nacisku na tamtejsze rządy niż teraz, gdy są istotnym importerem surowca.

Większość geopolitycznych konsekwencji boomu energetycznego USA ma wydźwięk pozytywny, ale – jak podkreśla profesor Meghan L. O’Sullivan – Ameryka musi przemyśleć i wypracować wielką strategię, w myśl której mocna pozycja USA w sferze energii może stać się siłą napędową wpływów USA na świecie, w którym amerykańska potęga jest bardziej rozproszona. „Płynące stąd możliwości są zbyt dobre, aby poprzestać na przypadkowych odkryciach” – kończy swój tekst w Bloombergu profesor Harwardzkiego Uniwersytetu.