Dochodowość obligacji katastroficznych (CATs - od ang. catastrophe) okazała się wyższa niż zwroty z inwestycji w amerykański indeks S&P 500, w skład którego wchodzi 500 firm o największej kapitalizacji notowanych na giełdach w USA, czy chiński Hang Seng. Lepszy rezultat od CATów wykazały jedynie inwestycje w srebro, złoto oraz amerykańskie i europejskie obligacje. W przeciwieństwie do swoich konkurentów CATy są jednak bardziej odporne na wahania na rynku finansowym – przekonują analitycy.

Inwestor, który nabywa część ryzyka firmy ubezpieczeniowej, w zamian może liczyć na wyższe oprocentowanie. Straci jednak część lub całość zainwestowanych pieniędzy, jeżeli wydarzy się klęska żywiołowa, na bazie której została wyemitowana obligacja. Choć precedens brzmi ryzykownie, prawdopodobieństwo zaistnienia katastrof, które z reguły są podstawą emisji, sprowadza się do mniej niż 1 proc. w skali roku. Rynek obligacji katastroficznych powstał pod koniec lat 90. Od tego czasu wyemitowano papiery na sumę przekraczającą 30 mld USD.

Podręcznikowym przykładem są CATy Parametric Re. Obligacje te zawierały klauzulę, zgodnie z którą wypłaty na rzecz wierzycieli miałyby być obniżone o 40 proc., jeżeli w aglomeracji tokijskiej doszłoby do trzęsienia ziemia o sile 7,2 lub większej w skali Richtera. Z kolei w przypadku wyemitowanych w 2005 roku (tzw. Kamp Re) przez amerykańską Zurich American Insurance Corporation inwestor miał stracić pieniądze, jeżeli potencjalny huragan spowoduje szkody powyżej 1 mld dolarów. Na nieszczęście obligatariuszy tak się stało, gdyż w 2005 roku nad Nowym Orleanem przeszedł słynny huragan Katrina. Inwestorzy stracili wówczas nawet 75 proc. zainwestowanych pieniędzy.

>>> Czytaj też: Goldman Sachs: Indeks DAX będzie gwiazdą europejskich parkietów

Reklama