Podoba się pani projekt ustawy o OFE?
Rząd zamierza wprowadzić zmiany ze względu na potrzebę poprawy sytuacji finansów publicznych. Ja patrzę na ten projekt z punktu widzenia interesów ubezpieczonych i widzę problemy.
Jakie?
OFE to element podstawowego, obowiązkowego systemu emerytalnego. Dlatego prawo powinno chronić ubezpieczonych w OFE przed nadmiernym ryzykiem. W tym kontekście niepokoi mnie usunięcie regulacji, które zmniejszają to ryzyko, np. limitów inwestycyjnych. Poważnym problemem jest nakaz inwestowania co najmniej 75 proc. aktywów OFE w akcje i zakaz inwestowania w obligacje. Największe ryzyko z tego powodu dotyczy osób, które mają aktywa w OFE. Po zmianie przepisów ich oszczędności emerytalne będą narażone na dużo większe wahania wartości. A to kapitał gromadzony często przez 15 lat. Oba zapisy budzą więc poważne wątpliwości ze względu na efektywność systemu i wpływ na sytuację ubezpieczonych. A obligacji skarbowych jako bezpiecznych papierów nie zastąpią ani komunalne, ani korporacyjne.
Reklama
Nie przekonują pani argumenty resortu finansów, że ta część, która pozostanie w OFE, odpowiada tej, którą OFE i tak inwestowały w akcje?
Nie. Po zmianach fundusze nie będą mogły elastycznie reagować i w momencie bessy np. uciec w obligacje. Nie zastąpią tego lokaty bankowe, które mają teraz ujemną stopę zwrotu.
Resort uzasadnia, że obligacje w OFE to jałowy obieg pieniądza i kreowanie długu.
Obligacje nie robią długu, tylko są jego wynikiem, bo państwo musi sfinansować deficyt. Czyli pierwotny jest problem deficytu, a nie tego, że OFE kupował obligacje.
Ten system jest deficytowy od początku.
To się zgadza. I przestrzegałam przed tym, gdy wdrażano reformę. Wówczas twórcy reformy sądzili, że uda się osiągnąć oszczędności w wydatkach społecznych, które sfinansują jej koszty. Z przykrością stwierdzam, że wyszło na moje. Założenia, że reforma wyciśnie oszczędności w innych sektorach, nie sprawdziły się. OFE w dużej części były finansowane z deficytu, ale z tego nie można wyciągać wniosku, że wzrost długu jest winą OFE. Minister finansów może oddziaływać tak na dochody, jak i wydatki publiczne, po to, by je równoważyć.
Są jeszcze inne zastrzeżenia?
Dotyczą kwestii dobrowolności. Gdy się czyta ustawę, to trudno nie odnieść wrażenia, że rząd chce zrobić wiele, by ubezpieczeni pozostali w ZUS. A jeśli ma być wybór, to powinien być realny. Istotna jest kwestia domyślności, czyli przyjęcia przez rząd, że wszyscy, którzy nie zapiszą się do OFE, trafią ze swoimi nowymi składkami do ZUS. Wydaje się, że te osoby, które już raz wybrały, czyli urodziły się przed 1969 r., powinny domyślnie pozostać w OFE i raczej mieć możliwość powrotu do ZUS, a nie ponownego wyboru. Może inaczej mogliby być potraktowani ci urodzeni po 1968 r. i przymusowo wcieleni do OFE. W ich przypadku do rozważenia jest, czy domyślność powinna dotyczyć ZUS, czy OFE.
Co można zrobić, by nie było wątpliwości, że mamy faktyczną dobrowolność?
Jest jeszcze kwestia, w jaki sposób ma być dokonywany ten wybór. Ubezpieczeni powinni dostać od państwa informację o swoich prawach wynikających z ustawy z opisem, co muszą zrobić, by dokonać wyboru. Powinni także otrzymać formularz oświadczenia o zapisaniu do OFE, który będą mogli odesłać pocztą. Takie informacje mógłby rozesłać do ubezpieczonych ZUS . Rząd zapomina, że nie wszyscy czytają ustawy i nie wszystkie gospodarstwa domowe mają dostęp do internetu, by wydrukować formularz z sieci lub skorzystać z e-platformy ZUS. Rząd powinien uczynić wszystko, by ułatwić ubezpieczonym dokonywanie wyboru. Inaczej będzie to odbierane jak tworzenie sztucznych przeszkód, by jak najmniej osób zostało w OFE.
Decyzję będzie można skorygować, bo rząd proponuje, by co cztery lata możliwy był ponowny wybór.
Okienka mają sens, jeśli ubezpieczeni mają wystarczającą ilość informacji dotyczących nie tylko OFE, ale także porównania OFE między sobą czy porównania OFE z ZUS. Obecnie zainteresowana osoba jest skazana na szukanie informacji na stronach internetowych KNF czy na specjalistycznych stronach gazet. Tam większość Polaków na ogół nie sięga. W kontekście takiego braku informacji całkowity zakaz reklamy OFE jest nieracjonalny. Zwłaszcza że już obecnie reklama tego sektora podlega kontroli KNF. A bez informacji nie ma rynku.
Na ile istotne są pani zastrzeżenia? To może być warunek podpisania ustawy przez prezydenta?
Kancelaria Prezydenta informuje przedstawicieli rządu o tych problemach. Prezydent będzie oceniał ustawę całościowo, ze szczególnym uwzględnieniem zarówno kwestii konstytucyjnych, jak i sytuacji ubezpieczonych. Dlatego poprawka zwiększająca bezpieczeństwo emerytalne jest bardzo pożądana.
W tej wersji ustawa budzi wątpliwości konstytucyjne.
W kancelarii trwają analizy prawne projektu. Zostaną wzięte pod uwagę wszystkie zmiany, które nastąpią w ustawie w procesie legislacyjnym. Najważniejsze, by rząd dysponował pogłębionymi analizami prawnymi projektu ustawy przed wysłaniem jej do Sejmu. Pewne jest, że ta ustawa jest czymś nowym w polskim prawie, takie rozwiązania nigdy nie były stosowane i wymagana jest szczególna ostrożność i pogłębiona analiza prawna tych rozwiązań ze strony rządu.
A jaka decyzja prezydenta wchodzi w grę: każda z trzech konstytucyjnych możliwości, czyli podpisanie, weto czy zaskarżenie do Trybunału Konstytucyjnego?
Prezydent podejmie decyzję, gdy ustawa trafi na jego biurko. Dla prezydenta istotny jest finalny kształt projektu ustawy, a na razie mamy projekt ministerialny, przed procedurą rządową i przed przyjęciem przez parlament. Ale na pewno uważamy, że na obecnym etapie rząd powinien mieć pogłębione analizy konstytucyjności.
Irena Wójcicka - sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego, z wykształcenia ekonomistka (absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego), była wiceminister pracy.
ikona lupy />
Irena Wóycicka / Newspix / Fot. Przemek Wierzchowski Agencja Gazeta