Trzej najpoważniejści kandydaci mają taki sam pomysł na Komisję Europejską i funkcjonowanie Unii.
Tegoroczne wybory na szefa Komisji, choć po raz pierwszy organizowane w nowej, bardziej demokratycznej formule, nie dają Europejczykom wielkiego wyboru. Po pierwsze: różnice programowe między przywódcami trzech najważniejszych frakcji (chadeckiej, socjalistycznej i liberalnej) są niewielkie. Po drugie: nie ma stuprocentowej pewności, że szef KE zostanie wybrany z ich grona. Po trzecie: w obliczu zacieśniania Unii w ramach ścisłego jądra – jakim jest strefa euro, spada znaczenie tej funkcji.
Pierwsze w historii zastosowanie zapisów traktatu lizbońskiego miało być rewolucją. Do tej pory szefów Komisji wybierali w tajnych naradach i politycznych układankach przywódcy Wspólnoty. Teraz reguły miały się zmienić. Zgodnie z nimi frakcje polityczne przeprowadziły swoje wewnętrzne wybory, które wyłoniły kandydatów. Ci z kolei rozpoczęli oficjalną kampanię. Artykuł 17 Traktatu o Unii Europejskiej stwierdza, że kandydata na to stanowisko przedstawia Rada Europejska, „uwzględniając wybory do Parlamentu Europejskiego i po przeprowadzeniu stosownych konsultacji”. Zatem teoretycznie, w przypadku niewielkiej wygranej chadeków, to ich kandydat powinien zostać szefem Komisji. W ten sposób o wyborze następcy Jose Barroso decydowaliby wyborcy.
Tyle teorii. W praktyce scenariusz może być inny. Trzej kandydaci to wybór bez wyboru, bo zarówno Juncker (chadek), Martin Schulz (socjalista), jak i Guy Verhofstadt (liberał) mają ten sam pomysł na KE i funkcjonowanie Unii. Różnią się niuansami. Wyborcy konserwatywni czy lewacy nie będą mieli swojego kandydata.
Reklama
Verhofstadt zasłynął jako twórca hasła Stany Zjednoczone Europy – czyli docelowo federacji paneuropejskiej, która miałaby zastąpić tradycyjne państwa narodowe. Juncker to „ostatni Mohikanin integracji europejskiej”, guru euroentuzjastów. Schulz, jeszcze jako szef frakcji socjalistycznej w PE – podobnie. Cała trójka opowiada się za zwiększeniem roli instytucji unijnych, z PE i KE na czele. Mają zbliżone poglądy na tematy społeczno-etyczne, łącznie z podejściem do aborcji i małżeństw tej samej płci. To, co ich różni, to sposoby wyjścia z recesji. Juncker chce zrównania płacy minimalnej i wprowadzania dalszych oszczędności. Schulz, podobnie jak Verhofstadt, widziałby raczej stymulację wzrostu gospodarczego kosztem wyższej inflacji.
Szef Komisji Europejskiej czy sekretarz generalny NATO: jakie wysokie stanowiska zajmą Polacy?
Problemem jest również stanowisko Wielkiej Brytanii, która już wcześniej zapowiedziała, że nie zgodzi się na Junckera na stanowisku szefa KE (mimo że będzie najpewniej reprezentował zwycięską frakcję). Niewykluczone zatem, że Rada zażąda od frakcji przedstawienia nowych kandydatów, ignorując „demokratyzm lizboński”. W skrajnym wariancie może też sama ich zaproponować. W takim wariancie Schulz, Juncker i Verhofstadt zapowiadają, że Parlament Europejski nie będzie głosował nad taką kandydaturą, co oznacza klincz.
ikona lupy />
Guy Verhofstadt / Bloomberg
ikona lupy />
Martin Schulz. Źródło: materiały prasowe PE / Media