Być może bowiem w roku 2030 wcale nie będzie nas o kilka milionów mniej, podobnie w roku 2050. Okazuje się, że prognozy sięgające tak daleko są zwyczajnie funta kłaków warte. Nawet bowiem przy zachowaniu wszelkich jakościowych standardów, oparciu się na niezawodnych i skonstruowanych z niezwykłą matematyczną precyzją modelach, nie da się ustalić w sposób wiarygodny, czy za 30–40 lat będzie nas 38 mln, czy 35 mln, a może jednak 40 mln.

Tym samym nie da się ustalić, jaka będzie proporcja młodych do starych, pracujących do emerytów i mieszkających nad Wisłą do emigrantów. Nie da się również oszacować, wysokości emerytur i innych świadczeń, liczby miejsc pracy, skali bezrobocia. Mówiąc wprost – rzetelnie nie da się określić właściwie żadnej gospodarczej miary, którymi posługujemy się obecnie. Podobnie jak nie da się przewidzieć pogody dalej niż na trzy dni do przodu, tak i gospodarki realnie dalej niż na trzy miesiące również.

W takiej sytuacji należy po prostu robić swoje bez względu na jakiekolwiek wyroki prognostyków. Tak będzie najlepiej.

>>> Czytaj też: Polska staje się krajem starych ludzi. Firmy szykują się na boom

Reklama