Ostro rozpychają się na rynku ale czy faktycznie są w stanie zagrozić tradycyjnym korporacjom? Krzysztof Urban, dyrektor zarządzający mytaxi w Polsce odkrywa karty.

Wasza firma działa od 2009 r. w Niemczech i od 2012 r. w Polsce. Wciąż funkcjonujecie jako start-up. Jak wam idzie podbieranie klientów standardowym taksówkom?
Bardzo dobrze. W 2015 r. liczba realizowanych przez nas kursów powiększyła się czterokrotnie. Od września oferujemy usługę w Krakowie. Szykujemy start w kolejnych miastach.

//renderer.qmerce.com/interaction/56e7fb20703e265d183c0eb4 width=100% height=350 frameborder=0 scrolling=no>

Wasi kierowcy jeżdżą w innych firmach, a w wolnych chwilach dorabiają sobie u was?
Około 30-40 proc. kierowców jeździ tylko dla nas. Najczęściej mają wtedy oklejone samochody i kogut mytaxi. Pozostała część jeździ z również z jakąś korporacją. Licencje taksówkarskie są imienne, kierowcy mają też działalności gospodarcze na swoje nazwisko. Ale umowę o współpracę mogą mieć z więcej niż jedną firmą.

I korporacje taksówkarskie nie mają z tym problemu? Przy rozwoju mytaxi, itaxi i Ubera, korporacje mogą chcieć ograniczyć waszą działalność i zastrzegać w umowie, żeby kierowca nie jeździł dla was.
Rzeczywiście niektóre korporacje wydają zakazy kierowcom. Zawsze, gdy startujemy w nowym mieście, istniejące korporacje taksówkarskie starają się nas blokować, tak dzieje się zarówno w Polsce jak i w innych krajach. Nie można jednak zapominać że taksówkarz wykonuje wolny zawód – posiada imienną licencję, prowadzi własną działalność gospodarczą. Nie ma prawnych przeciwskazań, które by zabraniały mu współpracy z mytaxi. Długofalowo korporacje mogą tracić na takich zakazach, bo kierowcy nie będą chcieli być w taki sposób ograniczani. Taksówkarze dzięki aplikacji mają więcej zamówień, a tym samym zwiększają się ich obroty.

Reklama

Jak wygląda nasz rynek taksówkowych aplikacji w porównaniu z innymi krajami? Czy tam jest większa konkurencja?
Rynek w każdym kraju ma swoją specyfikę. W Niemczech czy w Hiszpanii w każdym mieście w są jednakowe stawki za km, więc mytaxi konkuruje jakością usługi i funkcjonalnością swojej aplikacji. Szacujemy, że kiedy pasażer w Warszawie decyduje się zamówić taxi to już w 15 proc. wybiera aplikację, ale wciąż w 85 proc. zamówień przechodzi przez centrale telefoniczne. Do tego dochodzą oczywiście pasażerowie wsiadający na postoju czy pod hotelem. W Warszawie wśród aplikacji taxi zdecydowanie największym graczem jesteśmy my. Udział całego rynku aplikacji w stolicy dynamicznie się zwiększa i jest zbliżony do innych europejskich stolic w których są aktywne aplikacje i przeprowadziły duże kampanie promocyjne. Natomiast relatywnie mały jest wciąż udział aplikacji w innych dużych miastach w Polsce, głównie dlatego, że usługa ta została ich mieszkańcom po prostu później zaproponowana i nie miała się jeszcze czasu zadomowić. To właśnie poza Warszawą spodziewamy się w najbliższych 12 miesiącach największego wzrostu ilości zamówień taxi składanych przez aplikacje.

W takim razie czy brak call center nie ogranicza wam odbiorców?
Nie, bo w mojej opinii użytkownicy aplikacji to już nie jest nisza, tylko bardzo istotna część rynku, która będzie się tylko powiększać. Ludzie chętnie wykorzystują już aplikacje bankowe, więc jeśli nie boją się robić przelewów przez smartfon, to tym bardziej nie będą się bali zamówić w ten sposób taksówki.

Ale czy wasza aplikacja jest tak samo bezpieczna? Ile inwestujecie w cyberbezpieczeństwo?
Przygotowanie takiego systemu jest bardzo kosztowne na początku, ale niezwykle istotne, jeżeli chce się prowadzić tego typu biznes. I te koszty zwracają się dopiero, kiedy prowadzi się interes w wielu miastach. Wszystkie transakcje przeprowadzamy z agentem rozliczeniowym, który posiada licencję Nadzoru Finansowego. Uzyskaliśmy też certyfikat branżowy PCI-DSS, zapewniający odpowiednie bezpieczeństwo. Ponadto wszystkie dane o kartach płatniczych nie są zapisywane w naszej aplikacji czy na serwerze, tylko trafiają bezpośrednio do agenta rozliczeniowego. Za kurs nie można zapłacić więcej niż 400 zł, także ze względów bezpieczeństwa.

Konkurujecie m.in. z Uberem. Wskazywał Pan często, że oni nie grają fair. Ale wciąż działają na rynku i nie mówi się o potencjalnym zakazaniu ich w Polsce.
Na innych rynkach pozwy były zawsze sterowane przez firmy taksówkarskie albo związki taksówkarzy. W Polsce te organizacje są za bardzo rozproszone, inne funkcjonują w Warszawie, inne w Poznaniu itd. Jednak powoli da się zauważyć, że taksówkarze zaczynają zdawać sobie sprawę, że powinni jednoczyć siły i wspólnie dbać o swoje interesy, tylko taka mobilizacja pozwoli im osiągnąć oczekiwany efekt.

Ale wy też jesteście aplikacją, która konkuruje z dawnym układem w zupełnie nowy sposób.
Nie konkurujemy, tylko staramy się go ulepszać poprzez nowe technologie. Zasady obowiązują nas dokładnie takie same jak pozostałe korporacje, i tego bym sobie życzył w przypadku wszystkich podmiotów na rynku. Albo wszyscy muszą działać legalnie i posiadać licencje, albo nie. Nie mamy nic przeciwko Uberowi, konkurencja jest dobra na każdym rynku, oczekujemy jednak rywalizacji na uczciwych dla wszystkich zasadach, z poszanowaniem przepisów ustawy o transporcie drogowym.