Na czwartkowo-piątkowym szczycie UE w Brukseli przywódcy mają nadzieję sfinalizować plan mający na celu rozwiązanie kryzysu migracyjnego od roku nękającego Unię. Eksperci ostrzegają, że wprowadzenie go w życie może być jednak trudne.

"Bruksela pospieszyła się z ogłoszeniem tego porozumienia, zanim zdała sobie sprawę z jego implikacji. Zarówno z politycznego jak i praktycznego punktu widzenia dużo tam jeszcze trzeba dopracować, a czasu na to jest bardzo mało" – twierdzi na łamach "Daily Telegraph" Camino Mortera-Martinez, ekspertka od migracji z brukselskiego Centrum Europejskich Reform.

Dwoma kluczowymi elementami porozumienia są z jednej strony masowa deportacja migrantów z Grecji do Turcji, a z drugiej żądanie Ankary, aby w zamian za ich przyjęcie, Unia otwarła dla niej pięć nowych rozdziałów akcesyjnych oraz prawie natychmiast wprowadziła dla jej obywateli bezwizowy ruch z krajami strefy Schengen.

Turcja nie będzie miała problemów z wypełnieniem swoich zadań

Konstultant ds. migrantów Egon Westendorf, od dwóch lat pracujący na terenie Turcji, nie ma wątpliwości, że w przypadku podpisania układu z UE na temat deportacji Ankara nie będzie miała problemów ze spełnieniem swojej części zobowiązań, szczególnie, że będzie towarzyszył im zastrzyk unijnych funduszy w wysokości sześciu milirdów euro.

Reklama

"To kraj należący do G-30, zamieszkany przez ponad 75 milionów ludzi, z doskonałym zapleczem finansowym, handlowym, przemysłowym i administracyjnym. Wystarczy przypomnieć, że to Ankara odbudowała dwukrotnie Irak, i że jest w stanie zrobić to po raz trzeci - mówił PAP Westendorf. - W tym sensie dla Turcji nie ma właściwie ograniczeń. Cała sytuacja może nawet przyczynić się do wzrostu tureckiej gospodarki. Turcja będzie przecież musiała zbudować więcej obozów, szkół, szpitali dla uchodźców – to oznacza inwestycje".

Tureccy wolontariusze pomagający syryjskim uchodźcom zwracają jednak uwagę na inny aspekt tego samego tematu: mimo że dwa i pół miliona Syryjczyków znajdujących się Turcji w teorii ma prawo do bezpłatnej opieki zdrowotnej i edukacji dla swoich dzieci, a także może ubiegać się o zezwolenie o pracę, wielu z nich w praktyce nie jest w stanie tych praw egzekwować. "Aby wystąpić o pozwolenie na pracę, uchodźca musi mieć ważny syryjski paszport. Wielu z nich takiego dokumentu nie ma, a jego wyrobienie kosztuje ok. 1000 lir tureckich (310 euro). Na to ich często po prostu nie stać" – tłumaczy PAP jeden z wolontariuszy.

To samo dotyczy edukacji dzieci. Według Human Rights Watch ponad 400 tysięcy syryjskich dzieci w Turcji nie chodzi do szkoły, 200 tysięcy jest nielegalnie zatrudnionych.

"Plan omawiany w Brukseli nie wspomina o tych problemach. Europejscy politycy chcą po prostu odepchnąć jak najdalej od środka Europy problem syryjskich uchodźców. Ale realistycznie, nawet jeśli Turcja planuje wybudować nowe szkoły i szpitale, to ich budowa trochę potrwa, a ci ludzie potrzebują pomocy teraz" – mówi PAP ochotnik. "Ludzie w dalszym ciągu będą próbować przedostać się do Europy, bo myślą, że tam czeka ich lepsza przyszłość. A skoro łatwiejsze trasy będą zamknięte, pójdą tymi trudniejszymi. Jednym słowem, będą podejmowali większe ryzyko, płacić więcej pieniędzy" - dodaje.

Wiele międzynarodowych organizacji praw człowieka obawia się także, że deportowani z powrotem do Turcji migranci nie będą traktowani według zasad Konwencji Genewskiej, której Turcja jest co prawda sygnatariuszem, ale tylko w stosunku do Europejczyków. Zwracają one uwagę na fakt, że nawet Syryjczycy, którzy obecnie tam przebywają, nie mają pełnego statusu uchodźcy, a tylko status tymczasowy, natomiast migrantom z Iraku, Afganistanu czy Pakistanu nie przysługuje nawet prawo ubiegania się o azyl.

Kiedy jednak syryjscy uchodźcy mieliby prawo w Turcji pozostać, Ankara miałaby prawo deportować innych migrantów bez obowiązku indywidualnego rozpatrzenia ich sytuacji, co może zagrażać, przynajmniej potencjalnie, ich bezpieczeństwu.

Reuters cytuje źródła w Brukseli, które twierdzą, że mimo to, w ramach porozumienia, rząd grecki powinien uznać Turcję za tzw. bezpieczny kraj trzeci, co pozwoliłoby mu bez przeszkód deportować tam obywateli innych państw, jednak Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka Zeid Ra’ad Al-Hussein uważa, że przed zawarciem jakiegokolwiek porozumienia z Ankarą, UE musi ją przekonać, aby zaczęła w pełni stosować zasady Konwencji. W przeciwnym wypadku porozumienie będzie nielegalne.

Dochodzi do tego także pytanie, jaka procedura deportacyjna będzie obowiązywała na greckich wyspach. Według prawa europejskiego każdy migrant, który się tam znajdzie, powinien mieć zagwarantowane prawo do odwołania się od decyzji o deportacji. Oznaczałoby to, że na wyspach będzie musiał powstać odpowiedni mechanizm administracyjno-sądowniczy mogący się tym zająć. Nikt jednak nie jest w stanie przewidzieć, czy zniszczona przez wieloletni kryzys, zbankrutowana Grecja będzie mogła taki mechanizm stworzyć.

UE nie dotrzyma swoich zobowiązań

Ekspert ds. UE Cengiz Aktar z Ośrodka Studiów Politycznych stambulskiego Uniwersytetu Sabanci nie wierzy z kolei, aby Unia była w stanie dotrzymać swoich zobowiązań dotyczących przyspieszenia negocjacji akcesyjnych Turcji, a także zniesienia wiz dla tureckich turystów.

"Wystarczy poczytać sobie ogłoszony na początku marca raport KE na temat postępów Ankary, jeśli chodzi o zmiany legislacyjne potrzebne do zniesienia wiz do strefy Schengen. Raport pięknym dyplomatycznym językiem chwali Ankarę, ale jednocześnie jasno stwierdza, że daleko jej jeszcze do spełnienia wszystkich 72 warunków. Krótko mówiąc, obietnica zniesienia wiz to przysłowiowe gruszki na wierzbie" – mówi PAP Aktar.

Ekspert wskazuje, że nawet jeśli Ankara zdołałaby faktycznie wypełnić wszystkie warunki postawione przed nią przez Unię, to nie wierzy, aby ta ostatnia zdecydowała się otworzyć swoje granice dla 75 milionów Turków. To samo dotyczy otwarcia nowych rozdziałów w sprawie akcesji Turcji do UE.

"To czysta logika i matematyka. Załóżmy nawet, że Unia faktycznie otworzy jakieś nowe rozdziały, chociaż to, co powiedział wczoraj Nikos Anastasiadis (prezydent Cypru, który oświadczył, że będzie blokował taką inicjatywę - PAP) Donaldowi Tuskowi (szefowi Rady Europejskiej), wydaje się temu przeczyć. Otwarcie rozdziałów negocjacyjnych nie oznacza jednak, że kiedykolwiek zostaną one zamknięte. A prawda jest taka, że gdyby Turcja obecnie miała się ubiegać o przyznanie statusu państwa-kandydata do UE, nigdy by go nie dostała" – komentuje Aktar.

Jego zdaniem "porozumienie dyskutowane obecnie w Brukseli jest pod każdym względem wątpliwe i w ostatecznym rozrachunku wszyscy na nim stracą, a najwięcej uchodźcy".

James Ker-Lindsay z London School of Economics (LSE) jest jednak bardziej optymistyczny. Uważa on, że plan, którego autorami jest kanclerz Niemiec Angela Merkel i premier Turcji Ahmet Davutoglu, ma szansę na powodzenie.

"Nie jestem fanem tego planu i uważam, że Europa popełnia błąd ignorując fatalną sytuację, która panuje w Turcji pod względem przestrzegania praw człowieka. Ale skoro Unia zdecydowała się już tak zagrać, to teraz powinna zacisnąć zęby i skoncentrować się na sformułowaniu takiego porozumienia, który przyniesie rezultaty i pomoże rozwiązać kryzys migrancki, przed którym stoimy. Od tego, czy to porozumienie zakończy się sukcesem, zależy przyszłość całej Unii, a na jej ocalenie nie mamy zbyt wiele czasu" - skonstatował Ker-Lindsay.

>>> Czytaj też: Miasta w asfaltowej sieci. Tak będzie wyglądać mapa obwodnic w Polsce w 2023 roku