Ostatnie wydarzenia wokół Gazociągu Północnego 2 pokazują, że nawet jeśli nie jesteśmy w stanie go zablokować, to przynajmniej moglibyśmy starać się go ucywilizować.
Potwierdza się teza, którą kilka tygodni temu postawiłyśmy na łamach Magazynu DGP z Karoliną Bacą-Pogorzelską: że budowa Nord Stream 2 jest jak spektakl teatru Bolszoj. Niektórzy aktorzy robią dobrą minę do złej gry, ale przedstawienie trwa.
Przypomnijmy: Gazociąg Północny 2 jest to projekt niemiecko-rosyjski, będący kontynuacją trwającej od dekad, jeśli nie wieków, gospodarczo-politycznej współpracy tych krajów. Zwolennicy przedsięwzięcia liczą na tani gaz z Rosji. Przeciwnicy obawiają się zacementowania dominującej pozycji rosyjskiego Gazpromu na unijnym rynku. Plan przewiduje ukończenie budowy gazociągu o przepustowości do 55 mld m sześc. rocznie do końca 2019 r. Słychać o tym, że konsorcjanci jak gdyby nigdy nic rozpoczęli prace konstrukcyjne u wybrzeży Finlandii i po stronie Niemiec. A przecież nie ma jeszcze wszystkich pozwoleń, a już z pewnością nie ma wśród państw UE konsensusu co do tego, czy projekt w ogóle powinien dojść do skutku. Obecnie istnieją jeszcze szanse na powstrzymanie Nord Stream 2. I wale nie jest to political fiction.

Polityka faktów dokonanych

Rzecznik Nord Stream 2 Jens Müller podał pod koniec września, że statek Castoro 10 ułożył już ponad 30 km rur w wodach Zatoki Greifswaldzkiej u wybrzeży Niemiec. W nadchodzących miesiącach w te okolice przypłynąć ma inna jednostka, obsługująca prace głębinowe. Niemiecki odcinek NS2 ma być gotowy do końca bieżącego roku. Analogiczne prace prowadzone są według Müllera u wybrzeży Finlandii. Finowie przyjęli wobec współpracy z Rosją bardzo pragmatyczne podejście. Nauczyli się zasad gry narzuconych przez Gazprom i współpracują biznesowo, choćby ze względu na terytorialne sąsiedztwo, ale zachowują przy tym wszelkie środki ostrożności.
Reklama