Unia Europejska nie odpowiada na aspiracje państw Partnerstwa Wschodniego, dla których obietnica członkostwa nadal pozostaje poza zasięgiem - pisze "Financial Times" w środę przed piątkowym szczytem PW w Brukseli.

"UE musi potwierdzić swoje zaangażowanie na rzecz tego regionu" - podkreśla cytowana przez "FT" ekspertka Amanda Paul z think tanku European Policy Centre. Jak oceniła, Partnerstwo Wschodnie wzmocniło bezpieczeństwo i stabilność UE, jednak "z biegiem czasu jest coraz trudniej spełniać oczekiwania niektórych krajach PW".

Na szczycie Partnerstwa w piątek trzeba też znaleźć równowagę między państwami UE, które chcą, by PW stało się ambitniejszym projektem, a starszymi członkami UE na Zachodzie, którzy obawiają się dawania gwarancji rozszerzenia UE w przyszłości i prowokowania Moskwy.

"Partnerstwo Wschodnie powstało w celu przyciągnięcia Ukrainy, Mołdawii, Gruzji, Azerbejdżanu, Białorusi i Armenii do unijnej orbity. Pierwsze trzy kraje podpisały (z UE) umowy handlowe i stowarzyszeniowe (...), które dały im dostęp do wspólnego rynku, bezwizowych podróży i innych korzyści. Jednak pozostałe trzy kraje odmówiły podpisania takich umów, aby pozostać bliżej Rosji" - przypomina brytyjski dziennik.

Prozachodni rząd Ukrainy chce, by w końcowej deklaracji ze szczytu znalazło się zapewnienie, iż Ukraina zostanie przyjęta do UE, gdy spełni konieczne warunki. Jednak w projekcie deklaracji, do którego dotarł "FT", znalazło się tylko zapewnienie, że "uczestnicy szczytu uznają europejskie aspiracje i europejski wybór krajów partnerskich".

Reklama

"Spór z Ukrainą pokazuje brak jasności co do tego, czy unijne umowy o partnerstwie z krajami spoza Unii dają im miejsce w poczekalni przed uzyskaniem członkostwa, czy też zamykają je w przedsionku, z którego nigdy nie wyjdą" - podkreśla "FT".

Gazeta zwraca uwagę, że UE odnotowała bardzo niewielkie postępy w relacjach z Azerbejdżanem, Armenią i Białorusią. W autorytarnym Azerbejdżanie pogarsza się przestrzeganie praw człowieka, a Armenia i Białoruś zdecydowały się przyłączyć do Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej pod wodzą Moskwy - zauważa. Ponadto białoruski prezydent Alaksandr Łukaszenka wbrew nadziejom UE nie zjawi się na piątkowym szczycie i wyśle tam szefa dyplomacji Uładzimira Makieja. Zdaniem ekspertów może to być część wieloletniej strategii Mińska, polegającej na lawirowaniu między Rosją i Zachodem.

>>> Czytaj też: "Koniec ery Merkel", "To wiadomość gorsza niż Brexit" [MEDIA O NIEMIECKIM KRYZYSIE POLITYCZNYM]