Kupiańsk - strategiczne trofeum czy medialna zagrywka?
Kupiańsk nie po raz pierwszy staje się symbolem walki o kontrolę i przekaz. Położony w północno-wschodniej części Ukrainy, w pobliżu granicy z Rosją, stał się jednym z najważniejszych punktów logistycznych tej wojny. Jego zajęcie, czy prawdziwe czy tylko deklaratywne, może mieć duże znaczenie zarówno militarne, jak i propagandowe.
W najnowszym publicznym raporcie generał Walerij Gierasimow poinformował Władimira Putina o „pełnym zajęciu Kupiańska i Jampola”. Jednakże, jak sam przyznał, w Kupiańsku nadal działają ukraińskie grupy żołnierzy, które „nie zostały jeszcze zneutralizowane”. To rzadkie jak na rosyjskie standardy przyznanie, że sytuacja nie jest w pełni pod kontrolą.
Ukraina: Miasto jest nasze. Eliminujemy grupy sabotażowe
Strona ukraińska kategorycznie zaprzecza doniesieniom o utracie Kupiańska. Według Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, miasto i jego okolice pozostają pod kontrolą sił obronnych. Na miejscu prowadzone są intensywne działania kontrdywersyjne, mające na celu eliminację rosyjskich grup rozpoznawczo-dywersyjnych, które próbują zakłócić porządek w mieście.
„Nie ma mowy o żadnym pełnym zajęciu Kupiańska. To element wojny informacyjnej” twierdzą ukraińscy komentatorzy. Według nich Rosja chce przedstawić postępy tam, gdzie ich realnie nie ma, by wzmocnić swoją pozycję przy ewentualnych negocjacjach.
Putin znów na froncie. Nowy dowódca i stary przekaz
W dniu, w którym padły te deklaracje, Władimir Putin nieprzypadkowo pojawił się w punkcie dowodzenia i ogłosił nominację nowego dowódcy zgrupowania „Południe”. Został nim gen. Siergiej Miedwiediew, wcześniej pełniący funkcję szefa sztabu tej samej formacji.
To nie była zwykła inspekcja. Zdaniem analityków publiczny charakter raportu Gierasimowa oraz słowa Putina o tym, że „wszystkie cele operacji specjalnej zostaną osiągnięte”, to jasny sygnał wysłany na Zachód. Zwłaszcza w kontekście toczących się nieoficjalnych rozmów o możliwym zawieszeniu broni.
Nieprzypadkowa zbieżność z „rozmowami pokojowymi”
To już drugi raz, gdy publiczne „zwycięstwa” Moskwy zbiegają się z momentem wzmożonych dyskusji na temat możliwego pokoju. Poprzednio podobny pokaz siły odbył się przy okazji tzw. „inicjatywy Trumpa” latem tego roku, gdy pojawiły się nieoficjalne sugestie, że USA mogą wywierać presję na Kijów.
Tym razem Rosja znów mówi: „Nie mamy po co się spieszyć”. Pokaz siły, publiczne raporty, „zdobyte miasta” i wymiana kadry dowódczej mają zbudować wizerunek państwa, które odzyskało inicjatywę i nie zamierza niczego ustępować.
Miasto w cieniu wielkiej gry
Kupiańsk to nie tylko punkt na mapie to logistyczne serce północno-wschodniej Ukrainy. Położone nad rzeką Oskoł, zaledwie 85 kilometrów od Charkowa i ok. 100 km od rosyjskiego Biełgorodu, miasto od początku wojny miało ogromne znaczenie dla obu stron konfliktu. Dlaczego? Bo to właśnie tu krzyżują się główne drogi i linie kolejowe łączące Donbas z północą i centrum Ukrainy. Kto kontroluje Kupiańsk, ten kontroluje przepływ wojsk, zaopatrzenia, sprzętu i amunicji – zarówno na kierunku charkowskim, jak i donieckim.
Miasto było już raz zdobyte przez Rosjan w lutym 2022 roku, a potem odbite przez Ukraińców we wrześniu. Teraz staje się ponownie areną intensywnych walk. Kupiańsk to tzw. „drugie płuca” ukraińskiej logistyki. Utrata miasta mogłaby znacząco utrudnić obronę Charkowa i dostęp do frontu wschodniego.