Za uchwałą było 232 kongresmenów, a przeciwko 196. Głosy rozłożyły się dokładnie według barw partyjnych. Przepisy rezolucji określają zasady podejmowania kolejnych kroków w sprawie, która może się skończyć postawieniem prezydenta w stan oskarżenia, i jak ma wyglądać teraz śledztwo. Przewiduje ona m.in. publiczne przesłuchania w sprawie działań prezydenta Trumpa wobec Ukrainy. „To największe polowanie na czarownice w historii USA” – napisał na Twitterze Donald Trump w reakcji na zdominowaną przez demokratów decyzję Izby Reprezentantów.
Od czasu rozpoczęcia dochodzenia w sprawie działań prezydenta USA przesłuchania w Kongresie były zamknięte. Procedurę tę krytykował Trump i jego stronnictwo. Przegłosowana przez demokratów rezolucja przewiduje otwarte przesłuchania świadków, po których komisja sprawiedliwości Izby Reprezentantów dokona analizy potencjalnych zarzutów. Na tym etapie w procedurze będą mogli brać udział prawnicy prezydenta.
„Tym głosowaniem wprowadzimy przejrzystość dalszego procesu i jego celu, w sposób respektujący naszą konstytucję” – mówiła przed podjęciem decyzji przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi.
Konstrukcja odsuwania od władzy przypomina zwykły proces sądowy. Rolę kolektywnego prokuratora pełni Izba Reprezentantów. „Ona też będzie miała wyłączne prawo stawiania w stan oskarżenia za nadużycia popełnione w czasie sprawowania urzędu” – tak określa rolę kongresmenów konstytucja. Dopiero kiedy znajdą przekonujące dowody, na forum całej Izby odbędzie się ponowna dyskusja, czy sądzić prezydenta. Wówczas jednak sprawa idzie do Senatu, a grupa kongresmenów zostaje oddelegowana do roli prokuratora.
Reklama
„Senatowi będzie przysługiwać wyłączne prawo rozpatrywania oskarżeń o nadużycia popełnione w związku ze sprawowaniem urzędu. (…) Nikt nie może być uznany za winnego bez zgody dwóch trzecich obecnych na posiedzeniu senatorów” – zapisano w konstytucji. Ale czy senatorowie są zdania, że do przestępstwa doszło? Nic na to nie wskazuje. Jak dotąd ani jeden z 53 republikanów nie poparł inicjatywy impeachmentu, a że do wyroku skazującego potrzeba 67 głosów, 20 z nich musiałoby dołączyć do całego klubu demokratycznego.
Gdyby ktokolwiek z prawicy się na to zdecydował, ekipa Trumpa, który zdominował Partię Republikańską, znalazłaby rywala dla takiego senatora w kolejnym cyklu prawyborów. Dlatego dziś, na nieco ponad rok przed wyborami prezydenckimi, szanse na impeachment są minimalne.
Wiceprzewodniczący klubu republikańskiej mniejszości Steve Scalise stwierdził, że uchwała daje demokratom pełną kontrolę nad procedurą stawiania prezydenta w stan oskarżenia. „To jest bezprecedensowe, powiem więcej: to są reguły w stylu Związku Radzieckiego” – argumentował Scalise.
Republikanie z Senatu powoli zmieniają strategię obrony prezydenta. Już nie zaprzeczają, że Trump mógł wpływać na ukraińskie władze, by dostarczyły mu materiałów obciążających byłego wiceprezydenta Joego Bidena oraz jego syna, ale zaczynają tłumaczyć, że jeżeli do tego doszło, to nie ma w tym nic niezgodnego z prawem, a tym bardziej czegoś, co podlegałoby procedurze impeachmentu.
W czwartek podczas roboczego obiadu senator John N. Kennedy z Luizjany miał powiedzieć, że normalną praktyką jest uzależnianie pomocy zagranicznej od jakichś warunków dotyczących wewnętrznej polityki odbiorcy owej pomocy. A Ted Cruz z Teksasu, który w 2016 r. był głównym rywalem Trumpa do nominacji prawicy w wyborach prezydenckich, dodał, że o ile u podstaw nie leży korupcja, to takie działania są wręcz fundamentem amerykańskiej dyplomacji.
Ale taka taktyka jest dla republikańskiego establish mentu ryzykowna, bo sam gospodarz Białego Domu dalej idzie w zaparte i twierdzi, że nigdy nie uzależniał pomocy wojskowej dla Ukrainy od „kwitów” na swojego politycznego rywala.
Media nie mogą się doczekać, aż zeznania przed jedną z komisji Izby Reprezentantów złoży John Bolton, do września szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego i czołowy jastrząb polityki zagranicznej. Ale jego pełnomocnik złożył oświadczenie, że jego klient nie będzie zeznawać dobrowolnie i czeka na ewentualne obowiązkowe wezwanie do stawienia się przed Kongresem, czyli tzw. subpoena. Zeznania Boltona mogą się okazać kolejnym przełomem, gdyż w kluczowym dla sprawy okresie odwiedzał on Europę Wschodnią z ramienia Białego Domu. ©℗
Sam prezydent uważa, że to polowanie na czarownice