Władze Holandii poinformowały w środę, że będą przeciwdziałać wszelkim działaniom "długiego ramienia" Turcji na swoim terytorium po informacjach, że turecka ambasada wysłała do kraju listę holenderskich Turków, którzy mogli popierać nieudany pucz w lipcu.

Holenderski minister spraw zagranicznych wezwał ambasadora Turcji w Hadze po doniesieniach gazety "De Telegraaf". Powołała się ona na dyplomatę i szefa holenderskiego oddziału Dyrektoriatu Spraw Religijnych Yusufa Acara, który twierdzi, że sporządził listę domniemanych "gulenistów".

Szef holenderskiej dyplomacji Bert Koenders nazwał informacje gazety "niepokojącymi". "Zamierzamy domagać się wyjaśnień" - oświadczył. Zapowiedział także "współpracę z tureckimi władzami i organizacją Diyanet (Dyrektoriat Spraw Religijnych)" w ramach polityki "przeciwdziałania wszelkim incydentom z zaangażowaniem +długiego ramienia+ tureckich partnerów".

Acar powiedział "De Telegraaf", że przygotował listę na podstawie ogólnie dostępnych źródeł w ramach obowiązków, które pełni jako pracownik tureckiej ambasady, a nie przewodniczący Diyanetu.

"Jeśli to prawda, to oznacza, że łączenie statusu dyplomatycznego z kierowaniem Diyanetem jest problematyczne" - oznajmił Koenders.

Reklama

W piątek holenderski oddział dyrektoriatu w oświadczeniu prasowym zaprzeczył, by "zbierał informacje o zwolennikach" mieszkającego w USA muzułmańskiego kaznodziei Fethullaha Gulena, którego władze w Ankarze oskarżają o popieranie nieudanego zamachu stanu w Turcji. W próbie puczu w lipcu zginęło ponad 240 ludzi.

Niektórzy domniemani sympatycy Gulena wśród półmilionowej tureckiej społeczności w Holandii otrzymują groźby śmierci - poinformowała agencja Reutera.

W następstwie puczu w Turcji zatrzymano, zawieszono w obowiązkach albo zwolniono ponad 100 tys. osób pracujących w sądownictwie, mediach czy służbie cywilnej.