"Zbieramy podpisy rozmawiając z ludźmi, namawiając ich do tego, by biorąc udział w publicznej debacie wyrazili swoje zdanie i opinie" - powiedział Sławomir Broniarz podczas sobotniego spotkania z dziennikarzami w Warszawie. "Gdy pani minister (edukacji - PAP) Zalewska (Anna - PAP) w zaciszu swojego gabinetu realizowała te przedsięwzięcie, nikt z nas, nikt z obywateli czy rodziców nie miał szansy na aktywne włączenie się w dyskusję" - dodał.

Jak zaznaczył Broniarz, na podstawie informacji ze Związku Nauczycielstwa Polskiego, liczbę podpisów pod wnioskiem o referendum szacuje się obecnie na "między 350 a 360 tys.". "Trwa kampania na terenie kraju i mam nadzieję, że osiągniemy rezultat nie tylko zakładanych 500 tys., ale i większy. Rośnie zainteresowanie rodziców sytuacją wygenerowaną przez minister Annę Zalewską" - mówił.

Głos zabrali także przedstawiciele koalicji "Nie dla Chaosu w Szkole" i Społecznego Towarzystwa Oświatowego. "Jesteśmy za reformą, ale nie taką. Chcemy, by była ona przeprowadzona i skonsultowana z ekspertami. A także, by pod uwagę brana była opinia rodziców, nauczycieli i dyrektorów, którzy na co dzień układają ramowe plany nauczania, które w tej chwili, w ramach projektu, przedstawionego przez MEN, będą niestety stałymi siatkami. Będą skostniałe, będą wracały do systemu edukacji sprzed 40 lat" - przestrzegała Krystyna Norwa, wiceprezes zarządu STO.

Jeden z organizatorów rodzicielskiego strajku szkolnego, który się odbył 10 marca tego roku, Olgierd Porębski zaznaczył, że "wszędzie tam, gdzie jakaś grupa rodziców zaangażowała się w akcję i ją koordynowała - przede wszystkim przekazując dalej informacje o niej - odzew był ogromny". "Były szkoły, w których w piątek rano stawiło się ledwie kilkoro dzieci. Niezadowolenie rodziców z tego, jak ta reforma ma przebiegać jest wielkie. Pokazuje to, że sprzeciw wobec reformy edukacji jest ponadpartyjny. Ludzie nie chcą politycznej wojny w szkole, nie zgadzają się na to, by według kalendarza politycznego zmieniać harmonogram szkolny" - mówił.

Reklama

Dodał, że jest przekonany, że kwietniowa akcja protestacyjna będzie jeszcze większa, podobnie majowa. "W czerwcu będziemy świętować odwołanie reformy edukacji, bo żadna władza nie wytrzyma sprzeciwu milionów rodziców" - podkreślił.

Jego zdaniem konsultacje społeczne nie polegają na tym, że się "pozwala komuś wyżalić, a potem się jego argumenty wyrzuca do kosza i ignoruje". "Wśród protestujących rodziców jest wielu zwolenników likwidacji gimnazjów. Do mnie, osobiście, trafiają argumenty za czteroletnim liceum, ale nie w taki sposób" - powiedział.

Pomysłodawcą referendum jest ZNP, a w skład komitetu wspierającego inicjatywę wchodzą przedstawiciele partii politycznych, stowarzyszeń, organizacji i ruchów społecznych m.in. "Rodzice przeciwko reformie edukacji", koalicja "Nie dla chaosu w szkole", Krajowe Porozumienie Rodziców i Rad Rodziców, Społeczne Towarzystwo Oświatowe, Krajowe Forum Oświaty Niepublicznej, OPZZ, PO, Nowoczesna, Razem i Inicjatywa Polska.

Reforma edukacji, w ramach której zmieniona zostanie m.in. struktura szkół, rozpocznie się od roku szkolnego 2017/2018. W miejsce obecnie istniejących typów szkół zostaną wprowadzone stopniowo: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum i 5-letnie technikum oraz dwustopniowe szkoły branżowe. Gimnazja mają zostać zlikwidowane.

O tym, czy referendum edukacyjne się odbędzie, zdecyduje Sejm. Pytanie, jakie komitet referendalny chce zadać Polakom brzmi: "Czy jest pan/pani przeciwko reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 roku". (PAP)