Od dojścia do władzy Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD) "brutalne prześladowanie przez armię muzułmańskiej mniejszości Rohingya tylko się wzmogło, przy cichym przyzwoleniu Aung San Suu Kyi, a konflikty na tle etnicznym wzrosły w obliczu jej niemrawych prób doprowadzenia do pojednania" - ocenia "New York Times" w piątkowym komentarzu redakcyjnym.

Chociaż przedstawiciele mniejszości Rohingya żyją w Birmie od pokoleń, to nie mają obywatelstwa i przez stanowiących większość obywateli buddystów są uważani za nielegalnych imigrantów. Żyją w ubóstwie, mają ograniczony dostęp do opieki zdrowotnej, rynku pracy, edukacji; są pozbawieni swobody poruszania się.

Amerykański dziennik przyznaje, że dalsza dominująca pozycja armii w kraju ogranicza Suu Kyi pole działania mimo przewagi NLD w parlamencie. Przekonuje przy tym, że mimo pewnych postępów "jej (Suu Kyi) przyzwolenie na represyjne działania wobec wolności słowa to kolejny sygnał, iż sama jest częścią problemu".

Jak pisze "NYT", w Birmie nadal obowiązuje surowe prawo o zapobieganiu zniesławieniom, wprowadzone jeszcze za rządów birmańskiej junty. Na mocy tej ustawy rząd wytoczył procesy 65 osobom za zamieszczenie w mediach społecznościowych komentarzy.

Reklama

Birmański parlament w zeszłym tygodniu "nieznacznie poprawił drakońskie prawo dotyczące zniesławienia w internecie", np. zezwalając oskarżonym na wyjście z aresztu za kaucją, ale jest to zaledwie "drobne majsterkowanie przy ustawie, którą należałoby w całości zlikwidować" - ocenia "NYT".

Ponadto "rząd ucisza (wolną prasę), czyniąc z dziennikarzy przestępców" - wskazuje gazeta, przypominając, że trzech dziennikarzy wysłanych do pogrążonego w konflikcie etnicznym stanie Shan zostało w czerwcu aresztowanych za "nielegalne bratanie się" z miejscowymi rebeliantami.

"Mimo znacznej władzy armii Aung San Suu Kyi powinna robić i mówić więcej, by wspierać prawdziwie wolną Birmę. Ochrona dziennikarzy i ich pracy to fundamentalna część zadania, jakie ma ona przed sobą jako pierwszy od dziesiątek lat demokratyczny przywódca Birmy" - konkluduje amerykański dziennik. (PAP)

akl/ ap/