Starania Unii Europejskiej, by wyjść z recesji za pomocą wydatków, nie rujnując finansów publicznych i nie narażając na szwank jedności strefy euro, to główny temat rozmów ministrów finansów.
Rządy europejskie dzielą się na dwa obozy: jeden uważa recesję za stan wysokiego zagrożenia, wymagający śmiałych wydatków finansowanych z deficytu, zaś drugi jest bardziej uczulony na potrzebę powściągliwości fiskalnej.
W zeszłym miesiącu przywódcy UE uzgodnili program stymulacji fiskalnej wartości 200 mld euro - czyli około 1,5 proc. unijnego PKB. Szanse pomyślnej realizacji tego planu wzrosły od ubiegłego tygodnia, gdy Niemcy uchwaliły pakiet wartości 50 mld euro, przewidziany do realizacji w ciągu dwóch lat.
Niektóre rządy domagają się lepszej koordynacji krajowych planów pobudzenia gospodarki.
Reklama
Nie ulega wątpliwości, że recesja silnie uderzy we wzrost gospodarczy w Europie. Przewiduje się, że w największych gospodarkach - Francji, Niemczech, we Włoszech, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii - PKB spadnie w tym roku o ponad 2 proc.
Według prognoz Deutsche Banku deficyt budżetowy strefy euro (nie uwzględniając Słowacji) wzrośnie w bieżącym roku do 4,7 proc. PKB wobec 1,4 proc. w 2008 r., a dług publiczny - z 67,5 proc. do 75,1 proc. PKB.
Zgodnie z unijnymi zasadami, krajowy deficyt budżetowy i dług publiczny nie mogą przekraczać, odpowiednio, 3 proc. i 60 proc. Od wprowadzenia euro w 1999 roku niektóre kraje, m.in. Grecja i Włochy, nawet nie zbliżyły się do poziomu 60 proc.
Podobnie jak Irlandia, Portugalia i Hiszpania, Grecja i Włochy drogo płacą za rozregulowane finanse publiczne. Ceną jest coraz większa różnica między oprocentowaniem ich dziesięcioletnich obligacji skarbowych a oprocentowaniem takich samych walorów niemieckich.
W ubiegłym tygodniu agencja Standard & Poor's obniżyła rating długu państwowego Grecji i zapowiedziała, że może podjąć podobne działania wobec Irlandii, Portugalii i Hiszpanii.
Jednak wysocy unijni urzędnicy i ekonomiści z sektora prywatnego utrzymują, że coraz większe różnice rentowności obligacji i obniżanie ocen wiarygodności kredytowej niekoniecznie muszą być zjawiskiem niepokojącym. To raczej dowód sprawnego działania rynków finansowych.
Tylko nieliczni eksperci uważają, że strefa euro jest zagrożona - po części dlatego, że koszty dla pozostałych krajów byłyby astronomicznie wysokie.