Z wejścia do strefy euro Polska powinna mieć więcej zysków niż start. Obawy przed wzrostem cen są uzasadnione. Jednak będą i takie towary lub usługi, których ceny spadną.
Czy wejście Polski do strefy euro pozwoli na ustabilizowanie sytuacji?
- Polska nie ma wyboru. Ta dyskusja powinna się odbyć 10 lat temu. Chyba dziś nikt nie wyobraża sobie Polski dalej w Unii bez wejścia do strefy euro.
Czy euro to większe korzyści czy straty?
Reklama
- Korzyści będą większe.
A co ze wzrostem ceny?
- Owszem na część towarów czy usług wzrosną. Ale nikt nie mówi o tym, że w innych przypadkach spadną z tej prostej przyczyny, że konsumenci otrzymają bezpośrednią możliwość porównania cen. Ponadto w dłuższej perspektywie ułatwi to wymianę walut, zarządzanie ryzykiem, przyczyni się do większej transparentności. Trzeba też podkreślić, że w Polsce panuje duża konkurencja - wiele firm oferuje te same usługi. To też argument za wejściem do strefy euro, gdyż pozwoli to na poszerzenie wymiany gospodarczej z innymi krajami UE.
Ale są kraje, które nie chcą euro.
- To zazwyczaj najbogatsze kraje.
Myśli tu pan o Wielkiej Brytanii?
- Z Wielką Brytanią sprawa nie jest tak oczywista. Coraz częściej Brytyjczycy zastanawiają się, czy jednak do euro nie przystąpić. Zazwyczaj ta dyskusja na Wyspach przybiera na sile, gdy funt traci na wartości. Tu wracamy do klasyki: jest dobrobyt, jest stabilność, po co zmieniać walutę. Przy załamaniu w kursie słychać głosy przeciwne. Nie zdziwiłbym się, gdyby ten kryzys zmienił optykę patrzenia na euro.
Czy wejście do strefy euro nie oznacza, że decyzje będzie podejmować Unia?
- Nie. Wejście do euro nie oznacza całkowitego uzależnienia od Unii. Jak Polska wejdzie do strefy euro, będzie miała swoich przedstawicieli w Europejskim Banku Centralnym.
A co z Danią?
- I Dania po tych zawirowaniach na rynkach coraz poważniej myśli o euro. Główny problem dotyczy tego, że Dania nie chce się zobowiązywać, że jej wydatki socjalne będą na takim poziomie, jak średniego państwa europejskiego. W Danii jest inny sposób finansowania działalności socjalnej. Przykładowo w Polsce pracodawca od pensji odprowadza składki ubezpieczeniowe - część płaci sam, część potrąca od wynagrodzenia pracownika. W Danii pracodawca nie płaci nic. Cały system finansowania wydatków pochodzi z podatków.
Poza tym Duńczycy przed prawie dziesięcioma laty zobowiązali się, że kurs duńskiej waluty nie będzie się wahał więcej niż 0,5 proc. w stosunku do euro. Można powiedzieć, że Dania ma euro, które nazywa się duńską koroną.
To po co Danii prawdziwe euro?
- Bo czas skończyć z tym teatrem. Skoro już praktycznie euro mamy, to zróbmy krok dalej i miejmy swoich przedstawicieli w Europejskim Banku Centralnym. Poza tym Dania jest małym krajem. Jeśli ktoś zacznie spekulować przeciwko koronie, katastrofa murowana.