ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Na młodych przedsiębiorców liczących na szybki rozwój czeka dużo pułapek. Wiele start-upów – ponad połowa – upada w ciągu dwóch lat od powstania. Czego najbardziej powinni się wystrzegać ich założyciele?
Tak inwestorzy, jak i twórcy start-upów podkreślają, że firmy powinny od początku nastawiać się na działanie globalne. – Na tle regionu wyglądamy słabo, jeśli chodzi o podejście międzynarodowe. Czechy, Estonia, a nawet Białoruś mają po kilka prawdziwych jednorożców – mówi Marcin Hejka z funduszu venture capital OTB Ventures. Jednorożec to start-up, który osiągnął wycenę miliarda dolarów. – Firmy z tych krajów starają się budować produkty globalne. U nas jest to zbyt rzadkie – dodaje.
Reklama
Podobnie sądzą startupowcy. Szymon Niemczura, współzałożyciel Kontakt.io, firmy dostarczającej rozwiązania z zakresu internetu rzeczy i technologii Bluetooth, uważa, że nasze firmy za często postrzegają rynek tylko przez pryzmat kraju. To je ogranicza. – Nie mogą później prowadzić ekspansji na Zachód, bo okazuje się, że dany problem jest tam zupełnie inaczej rozwiązywany albo charakteryzowany – twierdzi.
Najbardziej pożądanym rynkiem do ekspansji są Stany Zjednoczone. – Jeżeli budujesz start-up i nie masz w planach dotknięcia rynku amerykańskiego, to błąd. W USA w obrocie jest zupełnie inny kapitał. Nawet jeśli funkcjonowanie tam jest bardzo drogie, to w przypadku dobrych produktów ten koszt się szybko niweluje – mówi Niemczura.
Według Hejki nie dość, że Polska jest peryferiami peryferii, jeśli chodzi o wielkość rynku technologicznego, to jeszcze jest zamknięta na nowinki. – W USA konsumenci i przedsiębiorstwa chętnie wykorzystują nowe rozwiązania. Tam dla korporacji kupno technologii od start-upu nie jest problemem. Polskie nie są do tego chętne – mówi.
– Fundamentalnym błędem jest wchodzenie na największy rynek docelowy zbyt późno – dodaje Alexander Galitsky, partner w Almaz Capital, amerykańskim funduszu inwestującym m.in. w start-upy z Europy Wschodniej. Zmusza to firmy do operowania w niszy, bez szans na pokonanie konkurencji.
Kolejnym błędem jest budowanie produktu bez zbadania rynku. Przemysław Kuśmierek, prezes Migam, firmy dostarczającej rozwiązania usprawniające komunikację osób głuchych, przyznaje, że sam na początku popełnił ten błąd. – Najpierw robiłem produkt, a dopiero później chodziłem do klientów. Powinienem był wcześniej porozmawiać z potencjalnymi użytkownikami – mówi.
– Firmy europejskie, szczególnie wschodnioeuropejskie, często budują koncepcję produktu, nie potwierdzając jej z perspektywy klienta docelowego, szczególnie w układzie B2B – zaznacza Galitsky. – Spieszą się, by napisać oprogramowanie, a nie mają potwierdzonej koncepcji rynkowej – podkreśla. Deweloperzy chcą zrobić na klientach wrażenie dużą liczbą funkcji i wyglądem produktu, a powinni się skupiać na rozwiązywaniu problemów.
Na etapie poszukiwania finansowania właścicielom start-upów zdarza się nie dopasować oferty do strategii inwestora. – U nas dość częste są próby rozmowy z każdym – mówi Marcin Hejka. – Dobrze by było, gdyby start-up przed rozmową z inwestorem dowiedział się o nim czegoś więcej, żeby nie tracić czasu obu stron. Złe wrażenie powstaje też, jeżeli otrzymuje się e-maila z propozycją inwestycyjną, na której widnieje lista dystrybucyjna skopiowana ze strony Polskiego Stowarzyszenia Inwestorów Kapitałowych – dodaje.
Przedsiębiorcy powinni też zastanowić się, czy zewnętrzny inwestor zawsze jest dobrym rozwiązaniem. – Czasami za dużo energii poświęca się na spotkania i rozmowy z funduszami – dodaje Kuśmierek. – Gdyby tę energię włożyć w pozyskiwanie klientów, dużo łatwiej byłoby o inwestora, a może okazałoby się, że nie jest potrzebny – mówi. – Ale nie da się nie popełniać błędów – podkreśla Kuśmierek. – Trzeba akceptować to, że się pojawią, i wyciągać z nich naukę – dodaje.

>>> Czytaj też: Nestle i Starbucks łączą siły. Kawowy sojusz jest warty ok. 7,2 mld dolarów