Przeżywająca kłopoty giełdowa spółka GetBack złożyła propozycje układowe. Na środę zwołała specjalną konferencję, by przedstawić więcej informacji w sprawie dotyczącej ponad 9 tys. drobnych inwestorów, którzy kupili jej obligacje warte 2 mld zł - czytamy w artykule "Rz".

Na razie obligatariusze windykatora muszą się uzbroić w cierpliwość - radzą prawnicy i doradcy inwestycyjni. Podkreślają, że nie znamy realnej wartości głównych aktywów firmy, czyli portfeli wierzytelności. "To element decydujący o tym, ile pieniędzy i w jakim czasie obligatariusze mogliby odzyskać. Skoro firma proponuje odpis jednej trzeciej wartości obligacji, to zakładam, że nastąpiło duże pogorszenie spłacalności i spadek wyceny wielu portfeli" - mówi "Rz" Adam Ruciński, prezes firmy doradczej BTFG.

Bez pełnych danych o jakości portfeli wierzytelności, firmy inwestorzy nie mogą ocenić propozycji zarządu. Ci, którzy czują, że padli ofiarą missellingu - wciskania produktów osobom, które ich nie potrzebują, mogą dochodzić swoich praw od domów maklerskich, o ile te np. świadomie łamały prawo - informuje "Rzeczpospolita".

Raimondo Eggink, doradca inwestycyjny i członek rad nadzorczych krytycznie ocenił pomysł GetBecku. Jego zdaniem propozycja restrukturyzacji jest zbójecka. Rachunek jest prosty, za obligacje warte nominalnie 100 zł dostaniemy bez odsetek i po uwzględnieniu dyskonta 50 zł przez siedem lat. Pozostała część zostanie zamieniona na akcje po cenie emisyjnej 8,63 zł, ale one nie będą tyle warte, może będzie to 2 zł, więc obligatariusz otrzyma łącznie ok. 60 zł. Zatem spółka próbuje zyskać kosztem obligatariuszy, albo tych pieniędzy po prostu nie ma. (PAP)

Reklama