GUS potwierdził, że w styczniu bezrobocie w Polsce wzrosło do 10,5 proc. Niestety będzie ono dalej rosło. Eksperci uspokajają, że styczniowy wzrost bezrobocia nie jest niczym szczególnym. To zjawisko sezonowe. Ekonomiści ostrzegaja jednak, że do końca tego roku możemy spodziewać się około 13 proc. spadku zatrudnia. Czy to już recesja, czy spowolnienie gospodarcze?

Zjawisko sezonowe - zadaniem ekspert PKKP Lewiatan Jeremiego Mordasewicza - jest w tym roku wyjątkowo wysokie. Ocenił, że w 2009 r. spadek zatrudnienia może sięgnąć ok. 300 tys. osób (2 proc. zatrudnionych).

"Skok bezrobocia w styczniu nie powinien nikogo dziwić. To jest sezonowe zjawisko i jak spojrzymy na porównanie styczeń do grudnia w poprzednich latach, to było podobnie. W tym roku ten wzrost bezrobocia jest wyjątkowo wysoki i jest to sygnał, że nie uda się nam uniknąć zwiększenia bezrobocia" - powiedział Mordasewicz PAP.

Może to już recesja?

Podobna opinię na temat styczniowego wzrostu bezrobocia ma główny ekonomista Business Centre Club Stanisław Gomułka. Zaznaczył, że zwykle w styczniu bezrobocie wzrasta o ok. 100 tys.; w tym roku zwiększyło się o 160 tys. osób, co może oznaczać, że mamy do czynienia ze spowolnieniem gospodarczym. "Wyniki produkcji przemysłowej potwierdzają, że powoli wchodzimy w spowolnienie gospodarcze, być może w recesję" - powiedział Gomułka. Podkreślił, że na podstawie danych za styczeń, nie można jeszcze kategorycznie stwierdzić, czy faktycznie mamy do czynienia z recesją. Główny ekonomista BCC dodał, że gdyby podobne dane pojawiły się w następnych miesiącach, mogło by to oznaczać recesję. "Jest prawdopodobne, że spowolnienie będzie kontynuowane, biorąc pod uwagę sytuację w Europie" - mówił. Dodał, że oznaką tego jest m.in. znaczne zmniejszenie eksportu. "Jest prawdopodobieństwo, że nastąpi spowolnienie w produkcji przemysłowej, ale czy będzie recesja w całej gospodarce - tego jeszcze nie wiemy" - powiedział główny ekonomista BCC

Reklama

Do końca roku prawie 13 proc.

Główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak prognozuje, że na koniec 2009 roku bezrobocie wyniesie 12,8 proc.
"Całe drugie półrocze jest obarczone w tej chwili tak dużym ryzykiem prognozowania, że jesteśmy w stanie przewidzieć mniej więcej tempo wzrostu PKB w pierwszym i drugim kwartale - w granicach od 0 do 1 proc. Trudno w tej chwili w sposób odpowiedzialny powiedzieć, jak będzie wyglądało tempo wzrostu PKB w skali całego roku. Uważam, że jako wartość bazową trzeba brać pod uwagę 2 proc. z możliwością odchylenia o 1,5 proc." – ocenił.

Zdaniem Mordasewicza, zmiana będzie widoczna już w statystyce pierwszego półrocza, ale to jak w praktyce rozwinie się sytuacja będzie zależeć m.in. od tego, czy pracodawcy z pracownikami dojdą do wniosku, że lepiej utrzymać ludzi w pracy na pół etatu - jeśli będzie elastyczność ze strony pracowników - czy należy ich zwalniać. "Firmy, które uważają, że już pod koniec roku poprawi się koniunktura, będą zwlekały ze zwolnieniami jak najdłużej, ponieważ musiałyby ponieść koszty odpraw dla zwalnianych a później - za kilka miesięcy - ponownej rekrutacji pracowników. To są duże obciążenia" - powiedział ekspert.
Mordasewicz uważa, że sezonowy wzrost miejsc pracy w sezonie letnim nie będzie tak dynamiczny, jak w poprzednich latach. Jego zdaniem, Polskę czekają dwa lata ograniczenia zatrudnienia - 2009 i 2010 rok. "Nie da się po prostu utrzymać zatrudnienia na dotychczasowym poziomie" - mówił.

Ile kosztuje wzrost bezrobocia?

Minister finansów Jacek Rostowski obliczył, że wzrost bezrobocia o 1 pkt proc. to koszt 1 mld zł dla budżetu. "Gdyby bezrobocie miało wzrosnąć do 12 proc., oznaczałoby to 1,5 mld zł dodatkowych kosztów w funduszach, które dostarczają pomoc bezrobotnym, a koszty dla budżetu państwa będą w granicach 1 mld zł za każdy punkt proc. wzrostu bezrobocia" - wyliczył minister. Dodał, że rząd nie wie, o ile stopa bezrobocia wzrośnie w tym roku. "Nie mamy bowiem pewności, jak będzie wyglądał dalej kryzys na świecie i (jaki będzie) jego wpływ na Polskę" - powiedział.

Cała Europa bez pracy?

Komisja Europejska podała, że do końca 2009 roku w Unii Europejskiej pracę może stracić 3,5 mln osób. Ten negatywny trend KE obserwuje także w Polsce, ale jak podkreśla Polska jest jedynym dużym krajem UE o dużym wzroście gospodarczym i wzroście zatrudnienia w trzecim kwartale 2008 r., choć w wolniejszym niż wcześniej tempie.

Globalny kryzys zaczyna jednak wywierać wpływ. Są oznaki, że dotknie także rynek pracy: w październiku zahamowany został spadek stopy bezrobocia" - tak pisze KE o Polsce w pierwszym z comiesięcznych raportów poświęconych sytuacji na rynku pracy w UE.

KE podaje, że po Wielkiej Brytanii to właśnie w Polsce firmy zapowiedziały w styczniu największe zwolnienia: w sumie ok. 20 tys. osób, w tym - według danych KE - w PKP Cargo (9 tys.) oraz w stoczniach w Szczecinie (2 tys.) i Gdyni (1,5 tys.). W dwóch ostatnich zakładach zwolnienia nie wynikają jednak bezpośrednio z kryzysu, ale z restrukturyzacji wymuszonej przez KE. KE ma dwa scenariusze dla Polski: pesymistyczny, według którego do końca roku przybędzie 200-300 tys. bezrobotnych, oraz optymistyczny - że w porównaniu ze styczniem sytuacja drastycznie się nie pogorszy.

Zdaniem KE, jest kilka powodów do pesymizmu, choć aż do grudnia rynek pracy był względnie odporny na wpływ kryzysu: w całej UE liczba bezrobotnych w grudniu była tylko o 0,6 pkt proc. wyższa niż rok wcześniej, podczas gdy w USA bezrobocie wzrosło o 2,3 pkt proc.