„Wycofujemy się, choć to były rentowne umowy, a kryzysu jeszcze nie widać we wzroście szkodowości” – mówi Jan Bogutyn, prezes InterRisk.
„Banki robią stress testy, my robimy swoje” – wyjaśnia Jan Bogutyn, tłumacząc, dlaczego ubezpieczyciel nie do końca ufa zapewnieniom banków o bezpieczeństwie portfela kredytowego.

InterRisk przeprowadza własne analizy i choć – co podkreśla Franz Fuchs, prezes grupy VIG - nawet jeśli w Polsce ryzyko związane z rynkiem hipotecznym nie jest tak duże jak w innych krajach, to jednak postawiono sobie pytanie o skutki ewentualnego znacznego wzrostu bezrobocia, spadku wartości nieruchomości i wzrostu raty kredytu. „Wtedy mamy problem” – lakonicznie stwierdza prezes Fuchs.

Umowy wypowiedziano bankom z końcem lutego, i już od końca maja nie da się ubezpieczyć w InterRisk kredytu w okresie czekania na wpis do księgi wieczystej, ani na wypadek utraty pracy. Ci, którzy myśleli, że ubezpieczą niski wkład własny również powinni poszukać innego ubezpieczyciela. W ten sposób firma rezygnuje ze 100 mln zł składki rocznie i musi poszukać innych źródeł przychodu.

Kryzys jeszcze nie jest mocno widoczny w Polsce, spłacalność kredytów hipotecznych jest bardzo wysoka, jednak ubezpieczyciele zaczynają się bać. Chociaż – jak wskazują dane Biura Informacji Kredytowej – tylko 1,8 proc. wartości udzielonych w latach 2004-2008 kredytów to pożyczki, z którymi kredytobiorcy mają kłopoty.
Jan Bogutyn zwraca też uwagę, że nie wszystkie metody szacowania ryzyka opracowane w krajach zachodnich pasują do polskich warunków. „Błędy widać np. po liczbie pomyłek zachodnich agencji ratingowych.

Reklama

Według danych przedstawionych przez Komisję Nadzoru Finansowego, w minionym roku doliczono się 46 tysięcy błędów w ocenach agencji ratingowych” – podkreśla. Nawet więc jeśli polscy klienci bankowości hipotecznej to głównie mieszkańcy dużych miast, gdzie bezrobocie jest niskie, a banki nie żądają dodatkowych zabezpieczeń dopóki klient spłaca kredyt (nawet jeśli spadła wartość nieruchomości), to jednak InterRisk dmucha na zimne.

„Mieliśmy dyskusję na ten temat. Na pytanie, czy Polska może w średnim terminie funkcjonować inaczej niż kraje regionu odpowiedź brzmi – nie. Dziś trudno wierzyć w to, co mówią banki” – podkreśla prezes Fuchs. InterRisk, choć na razie kryzysu nie widać, stworzył rezerwy na wypadek zwiększonej szkodowości w ubezpieczeniach kredytów hipotecznych, w wysokości ok. 130 mln zł.

Inni na razie problemu nie widzą

Inni polscy ubezpieczyciele, którzy intensywnie działają na rynku ubezpieczeń kredytów hipotecznych na razie problemu nie widzą. Co prawda kilkanaście miesięcy temu można było sądzić, że dostrzegają już pierwsze oznaki nadciągających kłopotów. TU Europa, która ostro weszła na rynek ubezpieczeń kredytów mieszkaniowych wtedy, gdy inne firmy dopiero zaczynały nad tym się zastanawiać, wycofała się w pewnym momencie z ubezpieczeń od utraty wartości nieruchomości. Jednak obecnie zamierza do niego powrócić.

Pod koniec lutego prezes TU Europa Jacek Podoba mówił dziennikarzom, że uważa, iż obecnie firma nie będzie miała problemów z oferowaniem tego produktu „tak bankom jak i klientom” z tego powodu, że utrata wartości nieruchomości może dotyczyć coraz większej grupy kredytobiorców. Ale to nie wszystko. TU Europa rozszerza portfel ubezpieczeń związanych z ubezpieczeniami kredytów hipotecznych na m.in. ubezpieczenie tytułu prawnego, które ma pokrywać ryzyka prawne związane z nieruchomością, wynikające np. z powojennych przesiedleń (title insurance, powszechne m.in. w USA). Szefowie TU Europa uważają, że spadek liczby i wartości udzielanych kredytów hipotecznych dla osób fizycznych powinny zwiększyć zainteresowanie produktami ubezpieczeniowymi towarzyszącymi kredytom, na przykład także takimi jak ubezpieczenie od utraty pracy. Liczą wręcz na to, że banki zaczną bardziej lub mniej delikatnie zmuszać klientów do zatroszczenia się o finansowe zabezpieczenie kredytu przed bezrobociem.

Co prawda informacje z rynku, o których pisał już Forsal.pl, wskazują, że klienci coraz rzadziej są zainteresowani ubezpieczaniem kredytu od utraty pracy, jednak to się może zmienić.

Rozbudowie oferty ubezpieczeń powiązanych z kredytami w TU Europa towarzyszy jednak przeprowadzanie stress testów, w których sprawdza się potencjalne reakcje finansów firmy na pojawiające się na rynku ryzyka. Prezes Podoba podkreśla, że firma dysponuje odpowiednimi rezerwami zabezpieczającymi dalszy rozwój.
Także PZU, które właśnie poinformowało o rezygnacji z części nierentownych ubezpieczeń, nic nie mówi o ucieczce z ubezpieczeń kredytów hipotecznych. Wycofuje się, owszem, ale z ubezpieczeń korporacyjnych.

Teraz najważniejsze bezpieczeństwo

Na razie tylko InterRisk postanowił wyjść z ubezpieczeń kredytów hipotecznych i to pomimo, że za ubiegły rok miał bardzo dobre wyniki (715 mln zł przypisu składki i 37,1 mln zł wyniku finansowego netto), po raz ósmy z rzędu miał też dodatni wynik techniczny – a dodatni wynik techniczny nie jest powszechny dla polskich firm ubezpieczeniowych.

Według danych KNF wynik techniczny (różnica między przychodami ze składek i innymi przychodami technicznymi a wypłaconymi odszkodowaniami i kosztami działalności ubezpieczeniowej) za 2008 r. pogorszył się w sektorze.

Franz Fuchs sądzi, że obecnie głównym celem ubezpieczycieli powinno być właśnie koncentrowanie się na wyniku technicznym, „żeby nie mieć problemów”. To zaś może zapowiadać w dłuższym okresie nie tylko rezygnację z nierentownych lub zbyt ryzykownych produktów, ale także wyższe ceny ubezpieczeń. „Ceny na rynku są za niskie w ubezpieczeniach majątkowych, za niskie są ceny w OC. A składki reasekuracyjne rosną.

Niektórzy reasekuratorzy znikają z rynku, zaś u tych najlepszych są już wyższe stawki. W niektórych liniach biznesowych konieczne są wzrosty stawek – tak jest w ubezpieczeniach majątkowych i korporacyjnych” – podkreśla Franz Fuchs. Uważa jednak, że można obecnie oczekiwać ostrej i nie zawsze zdrowej konkurencji cenowej, gdy niektóre firmy będą walczyć o utrzymanie się na rynku. Vienna Insurance Group zamierza jednak kłaść nacisk na rentowność, nawet kosztem zmniejszenia udziałów w rynku (po 3 kwartałach ubiegłego roku zajmowała 6 miejsce), a zwrot na kapitale powinien przekraczać 10 proc. „Koszt pozyskania kapitału na rynku oceniamy n 8-10 proc., więc firma, która generuje niższy zwrot na kapitale jest kosztem dla swojej firmy – matki” – mówi Franz Fuchs.

Podobną pozycję zajmuje na ten rok TU Europa. Prezes Podoba podkreślał, że obecnie nie zysk będzie najważniejszym wyznacznikiem dalszego działania, ale właściwa ocena ryzyka.

W miniony piątek nadzór spotkał się z przedstawicielami zarządów największych krajowych firm ubezpieczeniowych. Rozmawiano o wypłatach z zysku za 2008 r. i działalności lokacyjnej. KNF – jak wynika z komunikatu po spotkaniu – uważa sytuację ubezpieczycieli za stabilną. Ale uważa też, że najlepiej byłoby dla firm ubezpieczeniowych nie wypłacać dywidendy za 2008 r., czyli podobnie jak w bankach.