Stany Zjednoczone i inne kraje rozwinięte muszą zaangażować się i pomóc najbrudniejszej gospodarce świata – pisze Noah Smith w serwisie Bloomberg.

Zmiana klimatu jest zagrożeniem. Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) właśnie wydał raport dokumentujący, jak poważna jest sytuacja. Jeśli ocieplenie będzie postępowało według aktualnej trajektorii, raport ostrzega, że do końca tego wieku średnia temperatura będzie o 4 stopnie Celsjusza wyższa niż na początku rewolucji przemysłowej.

To może nie wydawać się dużym wzrostem, ale w rzeczywistości jej wyniki będą katastrofalne. Już teraz świat ocieplił się o 1 stopień Celsjusza od wybuchu rewolucji przemysłowej, a efekty zaczynają być widoczne: lód w Arktyce topnieje, niszczycielskie huragany, takie jak Michael i Maria, stają się coraz częstsze, a pożary trawią domy i firmy w Kalifornii. Dodatkowy wzrost o kolejne 3 stopnie byłby znacznie bardziej niebezpieczny: spore części dużych nadmorskich miast zostałyby zalane i nie nadawałyby się już do zamieszkania, globalna produkcja żywności byłaby zagrożona, burze i fale upałów osiągnęłyby wręcz epicką skalę, a powodzie i głód spowodowałyby napływ zdesperowanych uchodźców domagających się wjazdu do USA i Europy. Nawet wzrost o 1 stopień więcej – który wydaje się teraz nieunikniony – będzie miał poważne konsekwencje.

Wysiłek potrzebny do powstrzymania zmian klimatycznych będzie intensywny. W gruncie rzeczy można porównać go do mobilizacji przed wojną. IPCC szacuje, że aby ograniczyć globalne ocieplenie do względnie bezpiecznego poziomu 1,5 stopnia Celsjusza, świat musiałby całkowicie wyeliminować energetykę węglową i zainwestować 2,4 biliona dolarów rocznie w zieloną energię. To około 3 proc. globalnej produkcji gospodarczej, czyli 10 proc. globalnego kapitału. Jest to wykonalne, choć trudne.

>>> Czytaj też: Spadek kosztów, a nie narzucone cele mają determinować rozwój OZE

Reklama

Jest jednak jeden wielki problem z tym planem. Większość tej ogromnej, bezprecedensowej inwestycji będzie musiała zostać wykonana nie w zamożnych krajach, ale w krajach rozwijających się. A jeden kraj rozwijający się jest znacznie większy niż reszta. Chiny obecnie emitują prawie tyle samo dwutlenku węgla, co USA i Europa łącznie.

Kraje rozwinięte rozwijają się powoli – około 2 proc. rocznie. Chiny wciąż nadrabiają zaległości: rosną znacznie szybciej, bo około 6,5 proc. Ich ogromny udział w globalnych emisjach CO2 wzrośnie, chyba że podejmą drastyczne kroki w celu dekarbonizacji gospodarki. Co prawda Chiny podjęły działania mające na celu ograniczenie wykorzystania węgla. Ale emisje w tym kraju wciąż rosną.

Prowadzi to do bolesnej, ale nieuniknionej prawdy – bez względu na to, ile Chiny wydadzą; bez względu na to, jak dramatycznie zmienią swoje społeczeństwa, USA i Europa nie będą w stanie samodzielnie w dużym stopniu zatrzymać globalnego ocieplenia. Stany Zjednoczone powinny zakazać energetyki węglowej, intensywnie opodatkować węgiel i wydawać dużo finansów na budowę zielonej infrastruktury energetycznej. Ale bez wielkich zmian w Chinach nic z tego nie będzie miało znaczenia. Walka ze zmianami klimatu zostanie przegrana.

Ta prawda będzie trudna do przełknięcia dla Amerykanów, którzy przyzwyczaili się do bycia kierowcą i arbitrem wydarzeń na świecie. Bycie zależnym od działań cudzoziemców w ratowaniu miast, upraw i domów w USA jest niepokojące. Wielu – w tym eksperci i liderzy – będzie chciało uciec w świat fantazji, ogłaszając, że nauka o klimacie jest nadgorliwa, lub że zatrzymanie wzrostu emisji w rozwiniętym kraju wystarczy, aby rozwiązać ten problem. Inni będą rozpaczliwie trzymać się nadziei, że dając dobry przykład, USA mogą zachęcić Chiny do zmian wyłącznie dzięki sile moralnej – ignorując fakt, że Europa już dała dobry przykład, stosując protokoły z Kioto i porozumienie paryskie, co nie miało żadnego wpływu na emisje Chin.

>>> Czytaj też: Noblista: Podatek węglowy sposobem na walkę ze zmianami klimatu

Ale wycofanie się w iluzję nic nie pomoże w uniknięciu prawdziwej groźby katastrofy ekologicznej. Zamiast tego Amerykanie powinni zastanowić się, w jaki sposób mogą zachęcić Chiny do zmniejszenia emisji dwutlenku węgla.

Jednym z pomysłów jest opodatkowanie produktów z Chin w oparciu o zawartość węgla. Niestety, najprawdopodobniej ma to niewielki wpływ. Istnieje popularne, acz błędne przekonanie, że emisje w Stanach Zjednoczonych zmniejszyły się tylko dlatego, że zostały zlecone do Chin przez offshoring zanieczyszczających branż. Ale kiedy emisje są obliczane na podstawie ilości konsumowanych krajów, sytuacja między tymi dwoma krajami wygląda tak samo.

Lepszym pomysłem jest aktywne zachęcanie Chin do rezygnacji z węgla. Chiny, ze względu na zużycie węgla i jego przemysł ciężki, zużywają więcej węgla do produkcji każdego dolara produktu krajowego brutto niż większość świata.

Istnieje zatem wiele możliwości poprawy. Aby to się stało, USA powinny rozważyć zarówno marchewki, jak i kije. ARPA-E, amerykańska Agencja Badań nad Technologią Energetyczną, powinna zostać znacznie rozszerzona. Albo wszystkie technologie wyprodukowane przez ARPA-E powinny zostać przekazane Chinom za darmo, albo agencja przekształci się w joint venture z Chinami, aby chińskie firmy mogły jak najszybciej zastąpić węgiel energią słoneczną i wiatrową. W wielu przypadkach to naganne, gdy Chiny kopiują amerykańską technologię – jednak w tym przypadku jest to dokładnie to, czego potrzebuje nasza planeta. Oczywiście technologie te należy również przekazywać Indiom, Afryce i innym krajom rozwijającym się, które starają się wynieść swój lud z ubóstwa. Transferowi technologii mogą towarzyszyć płatności bezpośrednie na rzecz Chin, aby pomóc w zastąpieniu elektrowni węglowych zielonymi alternatywami.

Kolejnym potencjalnym rozwiązaniem są taryfy na produkty chińskie. Zamiast jedynie opodatkować zawartość węgla w produkowanych w Chinach towarach, USA mogłyby grozić nałożeniem ceł na wszystkie chińskie produkty, chyba że zgodziłoby się na stałe pozostawienie w ziemi większej ilości węgla. Zakaz eksportu węgla z USA i intensywne subsydiowanie eksportu technologii słonecznej i wiatrowej również pomogłoby uczynić węgiel mniej atrakcyjnym na całym świecie. Taryfy mogły być również nakładane na eksporterów węgla, takich jak Australia, Indonezja i Rosja, zachęcając ich do bezpiecznego trzymania własnego węgla pod ziemią.

Nawet przy takich środkach stopień, w jakim USA i Europa mogą zmusić Chiny do przejścia na zieloną energię, jest ograniczony. Los planety jest obecnie poza zasięgiem krajów rozwiniętych. Ale to nie jest wymówka do bierności.

>>> Czytaj też: Najgorsze paliwa powodujące smog znikną z rynku. Zostają gorszej jakości miały węglowe