Wcześniej w swojej zwycięskiej mowie, transmitowanej na żywo w mediach społecznościowych, Bolsonaro powiedział, że Brazylijczycy powinni wybrać drogę "dobrobytu, wolności, rodziny, po stronie Boga". Jako alternatywę dla takiego scenariusza postawił pogrążoną w kryzysie gospodarczym Wenezuelę.

Według ostatecznych wyników niedzielnych wyborów prezydenckich Bolsonaro odniósł zdecydowane zwycięstwo uzyskując 46,7 proc. głosów. Jego wynik jest lepszy niż wskazywały na to sondaże. 28 października zmierzy się w drugiej turze wyborów z kandydatem lewicowej Partii Pracujących (PT) Fernando Haddadem, którego w niedzielę poparło 28,5 proc. głosujących Brazylijczyków.

W równoległych wyborach parlamentarnych największą liczbę mandatów w parlamencie zapewniła sobie Partia Socjalno-Liberalna (PSL). To ugrupowanie Bolsonaro nie cieszyło się wcześniej dużym poparciem.

Bolsonaro zwyciężył w zamieszanych głównie przez białych bogatszych południowych brazylijskich stanach, w tym największych - Sao Paulo i Rio de Janeiro. Haddad pokonał go jednak w biedniejszej północno-wschodniej części Brazylii. Regiony te są głównymi beneficjentami szerokich świadczeń społecznych zapewnianych przez PT.

Reklama

Eduardo Bolsonaro, syn faworyta drugiej tury, został wybrany do Izby Deputowanych z najlepszym w wynikiem w wyborach do niższej izby brazylijskiego parlamentu w historii. Wcześniej w mediach publikował swoje zdjęcie ze Steve'em Bannonem, byłym doradcą kampanijnym prezydenta USA Donalda Trumpa. Twierdził, że jest z nim "w kontakcie", by walczyć z "marksizmem kulturowym".

W programie porównywanego do Trumpa Bolsonaro znajduje się m.in. masowa prywatyzacja i ograniczenie wydatków państwowych. Swymi obietnicami liberalizacji przepisów o posiadaniu broni, obrony wartości rodzinnych i zdecydowanej walki z gangami narkotykowymi ten 63-letni emerytowany kapitan armii brazylijskiej zyskał znaczne poparcie użytkowników mediów społecznościowych. W kampanii bazował na społecznym gniewie wywołanym wzrostem przestępczości, przedłużającą się recesją i powszechną korupcją.

Analitycy wskazują, że jego zwycięstwo w pierwszej turze jest "sejsmiczną zmianą" w brazylijskiej polityce - przekazuje portal BBC.

Po ogłoszeniu wyników Haddad oświadczył, że "demokracja w Brazylii jest zagrożona" i wezwał swych zwolenników do mobilizacji przed drugą turą wyborów. Zastrzegł, że on i jego partia będą używać "jedynie argumentów, a nie pistoletów". "Chcemy zjednoczyć demokratów tego państwa, by zredukować nierówności i osiągnąć sprawiedliwość społeczną" - zapowiedział.

Haddad ubiega się o urząd głowy państwa zamiast założyciela PT i byłego prezydenta Ignacia Luli da Silvy, który nie mógł kandydować, gdyż odbywa karę 12 lat więzienia za pranie pieniędzy i korupcję. Ten twórca programów społecznych, które wyciągnęły miliony Brazylijczyków z biedy, utrzymuje, że jest niewinny, a zarzuty wobec niego są motywowane politycznie.(PAP)

mobr/ kar/