Prezydent Francji Emmanuel Macron zachował się "wyjątkowo niezręcznie", sugerując, że były szef rządu Vichy kolaborującego z hitlerowcami, marszałek Philippe Petain zasłużył na hołd za swoją rolę w I wojnie światowej - powiedziała we wtorek Marine Le Pen.

"Emmanuel Macron był wyjątkowo niezręczny, ponieważ właśnie wtedy należało za wszelką cenę zachować jedność narodu, właśnie w tym momencie, przy upamiętnieniu pierwszej wojny światowej" - powiedziała szefowa francuskiej ultraprawicy w radiu France Inter.

Prezydent Francji, gdzie w zeszłym tygodniu odbywały się obchody setnej rocznicy zawieszenia broni w 1918 roku, "nie miał racji, stwarzając warunki do kontrowersji i podziału akurat w chwili upamiętniania naszej historii" - dodała przewodnicząca skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN, były Front Narodowy).

Po raz pierwszy RN pod jej przywództwem na początku tego miesiąca wyprzedziło proeuropejskie i centrowe ugrupowanie LREM prezydenta Macrona w sondażu przed przyszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. Na LREM zagłosowałoby 19 proc. wyborców, a na RN 21 proc.

Marine Le Pen przypomniała o różnicy poglądów między nią a jej ojcem, Jean-Marie Le Penem, który uważał, że Petainowi należy się hołd za jego zasługi w czasie I wojny światowej. Petain, który na początku I wojny światowej był pułkownikiem, pod koniec dowodził frontem zachodnim.

Reklama

Oburzenie narodowe wywołała jego późniejsza kolaboracja z hitlerowcami w latach 40. kiedy stanął na czele rządu w Vichy, ogłosiwszy się szefem państwa francuskiego.

W ubiegłą środę Macron wzbudził kontrowersje, ponieważ wskazał, że Petain, który w listopadzie 1918 roku został marszałkiem Francji, był "wielkim żołnierzem" w latach 1914-18, zanim podjął "fatalne decyzje" podczas II wojny światowej.

Rząd francuski początkowo planował złożenie hołdu ośmiu marszałkom z czasów pierwszej wojny światowej, w tym Petainowi, ale wycofał się z tego pomysłu.

Le Pen powiedziała też, że "zaszokował ją sposób, w jaki potraktowano prezydenta Serbii" podczas rocznicowych obchodów. W I wojnie światowej to właśnie ludność Serbii odnotowała proporcjonalnie największą liczbę zabitych. Trzy czwarte wszystkich serbskich żołnierzy zginęły lub zostało poważnie rannych.

Kiedy Macron w niedzielę z udziałem przywódców kilkudziesięciu państw przewodniczył uroczystościom oddania hołdu milionom ofiar I wojny światowej, pod paryskim Łukiem Triumfalnym obecnych było ponad 60 innych głów państw i szefów rządów, w tym prezydent USA Donald Trump, prezydent Rosji Władimir Putin i kanclerz Niemiec Angela Merkel.

Prezydent Serbii Aleksandar Vuczić powiedział, że w Paryżu został potraktowany gorzej niż jego kosowski odpowiednik, Hashim Thaci. Thaciego umieszczono w niedzielę za prezydentami Rosji, USA i Francji, podczas gdy Vucziciowi wyznaczono miejsce naprzeciwko, na innej trybunie. "Możecie sobie wyobrazić, jak się czułem" - powiedział serbskim mediom Vuczić.

W kilka godzin po uroczystościach w Paryżu w Belgradzie doszło do zbezczeszczenia pomnika symbolizującego przyjaźń Francji i Serbii, na którym zamazano czarną farbą słowa "dla Francji".

W dziesięć lat po ogłoszeniu niepodległości przez byłą serbską prowincję stosunki między Belgradem a Prisztiną nie układają się dobrze. W zeszłym tygodniu w Brukseli spotkanie między Thacim a Vucziciem odbyło się w napiętej atmosferze.

W poniedziałek kosowski przywódca opublikował swoje zdjęcia z Putinem, wyjaśniając, że rozmawiał w Paryżu z nim o dialogu z Serbią.

"Prezydent Putin stwierdził jasno (...): +jeśli wy (Kosowo i Serbia) dojdziecie do pokojowego porozumienia, Rosja je poprze+" - napisał Thaci.

Wspierana przez Rosję i Chiny, Serbia nie uznaje niepodległości swojej dawnej prowincji, zamieszkanej głównie przez Albańczyków, gdzie żyje nadal około 120 000 Serbów i znajdują się jej święte miejsca. Kosowo twierdzi, że zostało uznane przez 115 krajów, w tym największe mocarstwa zachodnie