Prymusem jest Bank Łotwy, który publikuje siatkę płac w podziale na minimalne, maksymalne i średnie. Można się z niej dowiedzieć nie tylko, ile zarabia prezes, ale także osoby na najniższych stanowiskach. Generalnie w całej strefie euro jawność płac w bankach centralnych jest standardem. Ale informacje o pensjach bez problemu można uzyskać nawet na Ukrainie czy na Węgrzech. Najczęściej są dostępne w rocznych sprawozdaniach z działalności, a jeśli nie – błyskawicznie udostępniają je biura prasowe instytucji.
Narodowy Bank Polski takich informacji nie publikuje i dopiero burza wokół pensji dyrektor komunikacji zmusiła go do większej transparentności. Udostępniono nam dane o zarobkach prezesa, a także jego zastępców, członków zarządu i Rady Polityki Pieniężnej.
– Wynagrodzenia w NBP są na przyzwoitym poziomie, czyli stosunkowo wysokie. Bank z pewnością miał dostęp do analiz płac w całym sektorze i kierował się potrzebą zapewnienia sobie kompetentnych pracowników – komentuje prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz.
Politycy pomogą NBP z jawnością
Projekty przewidujące upublicznienie wynagrodzeń w NBP przygotowały PO, Kukiz’15 i PiS. Nagłe zainteresowanie polityków płacami w banku centralnym to pokłosie afery, jaka wybuchła wokół Martyny Wojciechowskiej, dyrektor departamentu komunikacji i promocji w NBP. „Gazeta Wyborcza” na podstawie jej oświadczenia majątkowego wyliczyła, że – razem z premiami i dodatkami – zarabia miesięcznie ok. 65 tys. zł. W ubiegłym tygodniu bank centralny dementował te informacje, wskazując, że średnie wynagrodzenie brutto na stanowisku dyrektorskim wynosi 36,3 tys. zł. I chociaż szefowa komunikacji ma zarabiać więcej, to nie tyle, ile podała „GW”.
Prezes NBP Adam Glapiński nie jest zwolennikiem ujawniania informacji o płacach. – To bardzo utrudni pracę bankowi. Szczególnie nabór – uważa. I dodaje, że swoje wynagrodzenie pokazał. W 2018 r. zarabiał przeciętnie 63,5 tys. zł miesięcznie.
Dodatkowo w odpowiedzi na nasze pytania NBP podał, ile zarabia pierwszy wiceprezes banku Piotr Wiesiołek (53,8 tys. zł), wiceprezes Anna Trzecińska (54 tys.) i pozostali członkowie zarządu (49,7 tys.). Mniej, bo średnio 26,9 tys. zł, dostają członkowie Rady Polityki Pieniężnej.
Nasz bank centralny nigdy nie ujawniał wynagrodzeń w raportach rocznych i sprawozdaniach finansowych. Publiczne stawały się zazwyczaj dopiero, gdy budziły zainteresowanie polityków.
Tymczasem w wielu krajach są to informacje powszechnie dostępne. Zwróciliśmy się do 18 banków centralnych z pytaniem o wynagrodzenie prezesów, ich zastępców, członków zarządu oraz osób na stanowiskach dyrektorskich. Żaden nie odmówił informacji, bo większość i tak je publikuje. Do wyjątków należy Narodowy Bank Ukrainy. Mimo to NBU poinformował nas, że prezes Jakiw Smolij zarabia z dodatkami 307 tys. hrywien (41 tys. zł) miesięcznie, członkowie zarządu – 269 tys. hrywien (36 tys. zł), a dyrektorzy departamentów – 150 tys. hrywien.
W Narodowym Banku Węgier pensje prezesa, członków zarządu i tamtejszego ciała decydującego o poziomie stóp procentowych są podawane imiennie. Prezes György Matolcsy zarabia miesięcznie 5 mln forintów (67 tys. zł) oraz dostaje dodatek roczny w wysokości 540 tys. forintów. Dyrektor wykonawczy dostaje średnio 4,9 mln forintów (65,6 tys. zł), a dyrektor – 3 mln forintów (40,2 tys. zł).
Wśród banków krajów należących do strefy euro jawność wynagrodzeń to standard. W kilkanaście minut od wysłania pytań niemiecki Bundesbank podał nam, że jego szef Jens Weidmann w 2017 r. zarobił razem z różnymi dodatkami 453,3 tys. euro, a jego zastępca o 90 tys. euro mniej. Tajemnicą nie jest też wynagrodzenie dyrektora, które średnio wyniosło 148 tys. euro. Nie ukrywano przed nami informacji płacowych w Banku Irlandii czy Banku Anglii. Bank Japonii podał, że prezes Haruhiko Kuroda zarobił w 2017 r. nieco ponad 35 mln jenów (1,2 mln zł).
Wzorem mógłby być Bank Łotwy (LB), jednego z najmłodszych członków strefy euro. Biuro prasowe przesłało nam całą siatkę płac: od zarabiających 500 euro miesięcznie pracowników najniższego szczebla po prezesa Ilmārsa Rimšēvičsa, który teoretycznie dostaje 12,6 tys. euro. Teoretycznie, bo aktualnie nie pobiera wynagrodzenia ze względu na toczące się wobec niego śledztwo o przyjęcie łapówki.
Płace w szwedzkim Riksbanku można znaleźć w raporcie rocznym. Odsyła nas do niego rzecznik Tomas Lundberg. Aktualnie dostępny jest ten za 2017 r., z którego dowiadujemy się, że prezes Stefan Ingves zarobił 2 mln koron (840 tys. zł) plus 900 tys. koron za pracę w Banku Rozliczeń Międzynarodowych. Sprawozdanie obszernie opisuje płace, bo w Skandynawii w tej sprawie panuje duża transparentność.©
Wikariak: Specjalna ustawa dla banku centralnego? A dlaczego nie dla innych instytucji? [OPINIA]