We wtorek jeden z dwóch najnowszych bloków Elektrowni Opole po raz pierwszy zaczął dostarczać energię elektryczną. Ostatni rozdział tej historii, ciągnącej się już niemal 50 lat, doprowadził do poróżnienia się premiera ze swoim kolegą, dymisji prezesa PGE, prokuratorskiego śledztwa ws. cen węgla i wywalczenia kilku miliardów złotych wsparcia dla inwestycji.

Warta 11,56 mld zł brutto budowa dwóch bloków energetycznych na węgiel kamienny w Elektrowni Opole powoli dobiega końca. We wtorek, 15 stycznia, blok nr 5 po raz pierwszy został zsynchronizowany z krajowym systemem elektroenergetycznym, a prąd z nowej instalacji popłynął do odbiorców. Za kilka miesięcy taka sama synchronizacja czeka blok nr 6. Cała budowa, będąca największą inwestycją infrastrukturalną III RP, powinna zakończyć się jesienią.

Historia budowy Elektrowni Opole mogłaby posłużyć za scenariusz opery mydlanej. Nie brakło bowiem dramatów, rozterek, niepewności, oskarżeń, niespodziewanych zwrotów akcji, a nawet zdrady.

Budowa elektrowni, która od początku miała mieć sześć bloków energetycznych, ruszyła w 1973 roku i niemiłosiernie się ciągnęła. Dopiero po 20 latach, w 1993 roku, zaowocowała uruchomieniem pierwszego z bloków. Ze względu na brak pieniędzy, do 1997 roku wybudowano tylko cztery z nich, ale koncepcja dokończenia inwestycji powracała co jakiś czas. Na poważnie PGE, w której skład weszła elektrownia, zajęła się projektem dopiero w 2010 roku.

Uzyskiwane zgody były jednak błyskawicznie torpedowane przez organizacje ekologiczne. Długo trwał też przetarg na wykonawcę. Wygrało konsorcjum Rafako, Polimeks-Mostostal i Mostostal Warszawa, ale od decyzji odwołał się francuski Alstom, którego oferta, choć tańsza, została odrzucona z przyczyn formalnych.

Reklama

Gdy wiosną 2013 roku już się wydawało, że inwestycja może w końcu ruszyć, ówczesny prezes PGE, Krzysztof Kilian, ogłosił… jej zawieszenie. Kilian zwracał uwagę, że łączne koszty produkcji energii w nowych elektrowniach są wyższe, niż ceny energii na rynku i w takich okolicznościach inwestycja nigdy się nie zwróci. Jego decyzję przyjął do wiadomości premier Donald Tusk. Wkrótce tekę ministra skarbu stracił, naciskający na budowę, Mikołaj Budzanowski.

Zbliżające się wybory samorządowe, alarmujące dane o konieczności zastępowania starych elektrowni oraz problemy finansowe górnictwa skłoniły jednak Tuska do zmiany zdania. Premier zażądał od swojego kolegi rozpoczęcia inwestycji. Gdy ten wciąż nie chciał się pod decyzją podpisać (obawiając się prokuratorskich zarzutów o niegospodarność), rząd doprowadził do podpisania umowy na dostawy węgla z Kompanii Węglowej do PGE po niskich cenach. Miała sprawić, że elektrownia zacznie się spinać w excelu.

Kołderka wciąż była jednak za krótka, produkcja wciąż nieopłacalna. Jak ostatecznie udało się zakończyć budowę? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl