Demonstracje odbyły się m.in. w stołecznym Algierze, Konstantynie, Annabie i Al-Bulajdzie.

Na transparentach uczestników akcji widniały hasła: "Gra skończona", "Koniec z systemem", "Algieria to nie królestwo". Skandowano też: "Buteflika, nie będzie piątej kadencji!".

Biorący udział w protestach studenci ostrzegli, że ogłoszą strajk generalny, jeśli do końca tygodnia prezydent nie zrezygnuje z kandydowania. Opozycja wezwała do przesunięcia terminu wyborów. Według niej "niezależny" rząd miałby zorganizować wybory w ciągu sześciu miesięcy.

Przebieg demonstracji obserwowała policja, która zablokowała główne drogi. Nie doszło do zamieszek.

Reklama

Jednak szef sztabu generalnego Gaed Salah oświadczył we wtorek, że wojsko nie pozwoli na to, by sytuacja zaszkodziła bezpieczeństwu kraju i doszło do rozlewu krwi - relacjonuje Reuters. "Są strony, które chcą, by Algieria cofnęła się do epoki olbrzymiego bólu" - mówił generał, występując w akademii wojskowej w mieście Szarszal na zachód od Algieru.

Nową falę niezadowolenia wywołała informacja o oficjalnym złożeniu w niedzielę przez szefa sztabu wyborczego prezydenta Abdelaziza Butefliki dokumentów potwierdzających chęć kandydowania na piątą kadencję przez rządzącego już ponad dwie dekady w Algierii 82-letniego polityka. Prezydent zapowiedział jednak, że jeśli zostanie wybrany na szefa państwa w wyborach zaplanowanych na 18 kwietnia, to w ciągu roku rozpisze przedterminowe wybory prezydenckie, w których już nie wystartuje.

Buteflika, który od udaru mózgu w 2013 roku rzadko pojawia się publicznie i porusza na wózku inwalidzkim, przebywa w Szwajcarii, dokąd oficjalnie udał się w celu poddania się bliżej niesprecyzowanym badaniom lekarskim.

O kontynuowanie protestów apelowała w Algierii słaba i podzielona opozycja, przekonując, że Buteflika ze względów zdrowotnych nie jest w stanie sprawować władzy, a kraj pod jego rządami boryka się z korupcją, brakiem reform gospodarczych i bezrobociem, które wśród osób poniżej 30. roku życia sięga 25 proc. 30 lat nie skończyło jeszcze prawie 70 proc. Algierczyków.

Jednak zdaniem analityków trwające od 22 lutego protesty pozbawione są przywództwa i organizacji, a także siły przebicia w kraju, którego polityka zdominowana jest przez weteranów wojny niepodległościowej z Francją w latach 1954-1962. (PAP)

ndz/ mc/