Ostrzeżenie przekazali na konferencji prasowej w Pekinie rzecznicy chińskiego biura ds. Hongkongu i Makau - najwyższego rządowego organu odpowiedzialnego za zarządzanie tymi dwiema byłymi europejskimi koloniami, które są obecnie specjalnymi regionami administracyjnymi ChRL.

Konferencję zwołano w związku z eskalacją trwających w Hongkongu od kwietnia protestów przeciwko lokalnej administracji regionu oraz zgłoszonemu przez nią projektowi nowelizacji prawa ekstradycyjnego. Demonstracje pogrążyły Hongkong w największym kryzysie politycznym od jego przyłączenia do Chin w 1997 roku.

„Chcemy przestrzec wszystkich kryminalistów: nigdy nie popełniajcie błędu w ocenie sytuacji i nie mylcie naszej powściągliwości ze słabością” - napisano w dokumencie przekazanym mediom w czasie konferencji.

Na pierwszej linii demonstracji stoi mała grupa brutalnych radykałów, podczas gdy w środku znaleźli się „niektórzy życzliwi obywatele, którzy zostali wprowadzeni w błąd i przekonani do przyłączenia się” - oceniono w dokumencie, podpisanym nazwiskami dwojga obecnych na konferencji rzeczników biura: Yang Guanga i Xu Luying.

Reklama

Stwierdzono w nim również, że „zakulisowymi organizatorami” demonstracji są antychińskie siły, które „jawnie i bezczelnie” ośmielają protestujących. „Chcemy jasno przekazać tej małej grupie pozbawionych skrupułów i brutalnych przestępców oraz stojącym za nimi brudnym siłom, że kto igra z ogniem, zostanie poparzony” - napisano.

Wcześniej chińskie władze wielokrotnie sugerowały, że za protestami stoją Stany Zjednoczone. Rzeczniczka chińskiego MSZ Hua Chunying wzywała USA, aby „usunęły z Hongkongu swoje czarne ręce” i wyjaśniły, jaka jest ich rola w demonstracjach.

Na wtorkowej konferencji Yang podkreślił, że demonstracje w Hongkongu negatywnie wpłynęły na stabilność i gospodarkę regionu oraz spychają go „na skraj bardzo niebezpiecznej sytuacji”. W podobnych słowach wypowiadała się w poniedziałek szefowa hongkońskiej administracji Carrie Lam, której dymisji domagają się protestujący.

Yang po raz kolejny zapewnił o poparciu Pekinu dla Lam i oświadczył, że „ci, którzy starają się zmusić ją do ustąpienia, nigdy nie osiągną swojego celu”. Rząd centralny całkowicie popiera hongkońską policję w utrzymywaniu porządku – dodał.

Na pytanie, czy Chiny mogą się zdecydować na użycie wojska do pacyfikacji protestów w Hongkongu, Yang odparł, że Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza (ALW) jest silna i będzie bronić każdej części terytorium kraju. Wyraził jednak przekonanie, że władze Hongkongu będą w stanie poradzić sobie z sytuacją.

"Zamieszki, które trwają już ponad miesiąc poważnie zaburzają ogólnie kwitnącą i stabilną sytuację miasta, tworzą trudne wyzwanie dla rządów prawa i porządku społecznego Hongkongu, stwarzają zasadnicze zagrożenie dla życia i własności mieszkańców miasta, a także poważnie napinają zasadę „jeden kraj dwa systemy”. Takie zachowanie nie może być tolerowane. Jestem pewien, że nikt nie chciałby, by jego miasto pogrążyło się w przemocy, chaosie i kryzysie, a żadne praworządne i cywilizowane społeczeństwo nie będzie tolerowało aktów przemocy. Właśnie taki jest pogląd przeważającej większości Hongkończyków na tę kwestię" - czytamy w opinii ambasadora Chin Liu Guangyuana, przesłanej redakcji Forsal.pl.

Zdaniem ambasadora, od kiedy Hongkong powrócił do Chin jego PKB nieprzerwanie rośnie, a w 2018 roku wyniosło 360 mld dol. – dwa razy więcej, niż w roku 1996. "Liczba turystów wynosząca w 1997 r. niecałe 10,5 mln w roku 2018 sięgnęła 65 mln. Stabilne jest miejsce Hongkongu jako światowego centrum finansowego, handlu oraz transportu. We wszystkich światowych rankingach, czy to gospodarczych, czy społecznych, znajduje się on w ścisłej czołówce. Wszystko to w pełni pokazuje, że zasada „jeden kraj dwa systemy” leży u podstaw długofalowego, stabilnego rozwoju Hongkongu, jest niezwykle korzystna, a co za tym idzie charakteryzuje się ogromną witalnością" - pisze Liu Guangyuana.

Obawy o ewentualną interwencję wojskową w Hongkongu nasiliły się po publikacji klipu promocyjnego stacjonującego w regionie garnizonu ALW, na którym żołnierze ćwiczyli m.in. rozganianie demonstracji. Dowódca garnizonu Chen Daoxiang potępił protesty, przestrzegł, że przemoc nie będzie tolerowana i oświadczył, że wojsko jest „zdeterminowane, by bronić suwerenności kraju oraz bezpieczeństwa, stabilności i dobrobytu Hongkongu”.

Wielu ekspertów ocenia jednak takie rozwiązanie jako mało prawdopodobne, między innymi dlatego, że przypominałoby hongkońskiej i światowej opinii publicznej krwawą rozprawę chińskiej armii z prodemokratycznymi protestami na placu Tiananmen w Pekinie w 1989 roku. Mogłoby to również przerazić mieszkańców Tajwanu i przełożyć się na wzrost poparcia dla proniepodległościowych polityków przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi, zaplanowanymi na wyspie na styczeń 2020 roku.

>>> Czytaj też: Chińska policja przy granicy z Hongkongiem ćwiczyła rozganianie demonstracji ulicznych

Źródło: PAP/Forsal