Według Jean-Pierre'a Raffarina, premiera z czasów prezydentury Jacques’a Chiraca, "na arenie międzynarodowyej prezydent Macron ma raczej silną pozycję". "Podczas gdy przywódcy Niemiec, Wielkiej Brytanii, Rosji czy Chin mają rzeczywiste trudności, (Macron) ma środki do prowadzenia swych działań" - uważa były premier.

Z kolei zdaniem gazety "Le Figaro", "Macron załatwił sobie świetną rolę międzynarodowego mediatora na skrzyżowaniu światowych kryzysów".

Korespondent "Le Figaro", podobnie jak inni francuscy wysłannicy do Biarritz, za "rozsądną" uznał ostrożność prezydenta, który w sobotnim wystąpieniu telewizyjnym wezwał, by "nie miano mu za złe, jeżeli nie wszystko się uda, bo Francja sama nie może wszystkiego załatwić". "To sposób na usprawiedliwienie ewentualnej porażki szczytu G7, ale również na wykorzystanie ewentualnego sukcesu" - czytamy.

Francuscy sprawozdawcy radiowi i telewizyjni zauważyli, że w kwestii pożarów w Amazonii francuski szef państwa musiał zrezygnować z tonu wyższości wobec prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro i zmuszony był położyć nacisk na suwerenność państw dorzecza Amazonki.

Reklama

"Prawdziwą niespodzianką", przygotowaną uczestnikom szczytu G7 przez prezydenta Francji, nazwały francuskie media przylot do Biarritz ministra spraw zagranicznych Iranu Mohammada Dżawada Zarifa. Większość francuskich mediów informuje za AFP, że trwające blisko trzy godziny rozmowy szefa irańskiej dyplomacji w Biarritz "były pozytywne i będą kontynuowane".

Media, wciąż za AFP, podkreślają, że do spotkania szefa francuskiego MSZ Jean-Yves'a Le Driana z irańskim ministrem, w które "na pół godziny" włączył się prezydent Macron, wciągnięto również brytyjskich i niemieckich doradców dyplomatycznych oraz że odbyło się ono "w porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi". Choć media przyznają, że ta ostatnia informacja została zdementowana przez delegację amerykańską, część komentatorów kładzie to na karb "nieprzewidywalności prezydenta USA".

Jeszcze w niedzielę rano francuska delegacja przedstawiała uzgodnioną z uczestnikami szczytu rolę Macrona, jako łącznika między Trumpem a Irańczykami – pisze szef działu zagranicznego "Journal du Dimanche" Francois Clemenceau. Polegać miała na tym, że prezydent Francji przekazywać będzie inicjatywy G7 Teheranowi, a "wielkiej siódemce" - propozycje irańskie. Jednak już w sobotnie południe, po pierwszym spotkaniu roboczym, prezydent USA wyglądał na zdziwionego, gdy dziennikarze spytali go o mandat Macrona na negocjacje z Irańczykami. I odpowiedział, że "nie rozmawiał na ten temat".

Komentatorka "Le Figaro" przewiduje, że "mimo alergicznej reakcji Donalda Trumpa, który źle znosi, gdy Emmanuel Macron +mówi w imieniu USA+, amerykański prezydent może wykazać elastyczność w sprawie Iranu". A to dlatego – czytamy – że choć amerykańska metoda "maksymalnej presji" daleka jest od francuskiego dążenia, by utrzymać umowę nuklearną z Iranem, "obaj prezydenci mają ten sam cel, jakim jest niedopuszczenie, by Iran miał broń jądrową, i zahamowanie jego imperialistycznej ekspansji w regionie".

Na łamach "Le Figaro" czytamy też, że skoro Teheran nie ugiął się pod maksymalną presją Waszyngtonu, Trump może poszukiwać innego rozwiązania. Komentatorka zastrzega jednak, że "nic nie ochroni francuskiej dyplomacji przed zabójczym tweetem Donalda Trumpa ani przed kontrofensywą nieprzejednanego skrzydła irańskiego".

W poniedziałek rano francuskie źródła zapowiadały, że ostatni dzień obrad wciąż poświęcony będzie w wielkim stopniu kwestiom irańskiej polityki nuklearnej i pożarom w Amazonii. (PAP)