To, jak szybko nastąpi ożywienie gospodarcze, zależy od polityki gospodarczej. Z jednej strony trzeba przywrócić podaż, co można osiągnąć poprzez utrzymanie potencjału produkcyjnego i usługowego firm, z drugiej – podtrzymać popyt, a więc zadbać o utrzymanie dochodów konsumentów. I właśnie to odróżnia ten kryzys od poprzednich: w ekonomii od stulecia trwa spór o skuteczność polityki pieniężnej i fiskalnej w krachach wywoływanych przez zbyt niski popyt czy szoki podażowe, tymczasem teraz celowo jednocześnie i uniemożliwiamy produkcję, i ograniczamy popyt.
Wprowadzenie programów utrzymujących dotychczasowe poziomy dochodu dla osób, które straciły pracę lub których zarobki zostały poważnie ograniczone, także kontynuacja programów socjalnych pozwolą względnie szybko przywrócić wydatki do poziomu sprzed kryzysu. Zaś korzystnie oprocentowane pożyczki, zachęty podatkowe i dotacje na utrzymanie miejsc pracy oraz ograniczenie fali zwolnień lub upadłości pozwolą zachować możliwości produkcyjne i usługowe firm. Jeżeli uda się uniknąć dotkliwych zniszczeń (bankructwa przedsiębiorstw), to po opanowaniu pandemii powrót do poziomu produkcji oraz konsumpcji sprzed kryzysu będzie możliwy po relatywnie krótkim okresie przejściowym.
Jednak to działania bardzo kosztowne, a wiele państw nie podniosło się jeszcze całkowicie po krachu z 2008 r. Ponadto żaden kraj nie może sobie pozwolić na tak hojną politykę fiskalną bez pożyczek – w warunkach ogromnej niepewności mało kto chce kupować obligacje, szczególnie od tych, którzy przez inwestorów uznawani są za mało wiarygodnych. Na dodatek mniejsze wpływy z podatków przy jednoczesnym zwiększeniu wydatków sprawią, że spuchną budżetowe deficyty – w przyszłości trzeba będzie te długi spłacić. Trudno zatem oczekiwać entuzjazmu konsumentów i nakładów w sektorze przedsiębiorstw, gdy wszyscy – bardzo rozsądnie – spodziewają się zacieśnienia polityki fiskalnej: zwiększenia podatków i spadku wydatków. Gdy uporamy się z wirusem, wrogiem gospodarki staną się racjonalne oczekiwania biznesu i gospodarstw domowych.
Co w takim razie możemy zrobić? W pierwszej kolejności trzeba jak najszybciej opanować pandemię – wtedy recesja, choć głęboka, może okazać się krótka, zaś odbudowa nie zajmie nam wiele czasu. W tym celu – tu zgodni są ekonomiści wszystkich szkół i nurtów (sic!) – trzeba przestawić państwa na funkcjonowanie w warunkach zagrożenia epidemicznego, które może się utrzymywać jeszcze kilka lat (prawdopodobne są słabsze fale epidemii). Efektem tej transformacji powinno być zniesienie całkowitego zamrożenia gospodarek i postawienie na selektywną izolację wyłącznie osób zakażonych, a nie wszystkich. Jak to można osiągnąć? Konieczne są masowe testy na obecność wirusa – powtarzane z dużą częstotliwością, połączone ze śledzeniem (tracking) interakcji społecznych, by szybko wykrywać tych, którzy mieli kontakt z osobą zakażoną (pomocne będą w tym nasze smartfony). Dzięki temu będzie można też lepiej zrozumieć, jak rozprzestrzenia się SARS-CoV-2. Tylko te rozwiązania pomogą gospodarkom.
Reklama
W praktyce mówimy o nakładach dużo mniejszych niż tarcze antykryzysowe. Noblista Paul Romer (Uniwersytet Nowojorski) proponuje, by biznes dostawał zniżki (np. ulgi podatkowe), gdy zobowiąże się do obsługiwania przebadanych klientów, zaś sam koszt testu da się zbić do dosłownie kilku centów na osobę, gdy zostaną wprowadzone masowe badania. David Berger (Uniwersytet Duke’a), Kyle Herkenhoff (Bank Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku) oraz Simon Mongey (Uniwersytet Chicagowski) dowodzą, że powszechne testy i selektywna – a nie powszechna – kwarantanna pozwolą ograniczyć znacząco zarówno liczbę ofiar wirusa, jak i głębokość recesji. Z kolei Benjamin Moll (London School of Economics), Greg Kaplan (Uniwersytet Chicagowski) i Gianluca Violante (Uniwersytet Princeton) szukają optymalnego zakresu zamknięcia gospodarek w momencie wybuchu wirusa a także optymalnego ich otwierania (prace trwają).
Przy zaangażowaniu w ratowanie gospodarki bilionów dolarów i euro każda analiza wykazuje, że jeśli jakiś sposób czy technologia (maski, testy itp.) jest w stanie skrócić zamknięcie gospodarek choćby o tydzień, to opłacalne jest poniesienie nawet miliardowych nakładów na takie działania. Bo im dłuższa i głębsza recesja, tym trudniej i kosztowniej będzie się z niej wydostawać, a więcej osób umrze z powodu niższych nakładów na opiekę zdrowotną oraz bezpieczeństwo publiczne. Pod tym względem – i tylko pod tym – ta recesja nie będzie się różniła od poprzednich.