Być może już nigdy nie powrócimy do normalności sprzed pandemii, a obecna sytuacja wymusi systemowy reset - począwszy od naszego życia, a skończywszy na systemach gospodarczych i globalnych łańcuchach dostaw. Felieton Andreasa Klutha.

Nawet kilka miesięcy po rozpoczęciu pandemii Covid-19 jej wpływ na nasze życie może wciąż wydawać się wielką pauzą – globalną w swojej skali oraz bezprecedensową, ale jednak czasową. A co jeśli, jak twierdzi część ekspertów, ta pauza potrwa kilka lat? Co jeśli nie powrócimy już do normalności, gdy pandemia się skończy? Być może obecna sytuacja nie jest wcale wielką przerwą, ale resetem.

Resetem czego? Obstawiam, że obecna sytuacja przyczyni się do wielkiego uproszczenia – naszego życia, naszych priorytetów, planów, członkostw, finansów, relacji oraz być może także poglądów na świat. Będzie to uproszczenie naszych społeczeństw. Stanie się tak, ponieważ jednym ze skutków ubocznych pandemii jest ujawnienie tworzonej od kilku dekad – przynajmniej na bogatym Zachodzie – niemożliwej do utrzymania złożoności. Owa złożoność dotyczy życia jednostek, ale także sfery politycznej oraz gospodarczej.

W kontekście jednostkowym przejawy złożoności pozostawały w ukryciu przez lata. Słowo klucz to bałagan. W epoce niewinności, która skończyła się w styczniu 2020 roku, zbyt łatwo można było kupować różne rzeczy oraz zbyt trudno było nie ich nie kupować. W efekcie gromadziliśmy przedmioty szybciej, niż byliśmy je w stanie zorganizować, przechowywać, pozbyć się ich, a z pewnością niż się nimi cieszyć.

Dowodem takiego stanu rzeczy jest choćby sukces pisarski Marie Kondo, japońskiej lifestylowej guru, która w swoich tekstach obiecuje nam pomoc w uporządkowaniu mieszkania. Jej podejście, jak wyjaśnia, zostało zainspirowane szintoizmem. Kto bowiem lepiej rozumie prostotę, niż ludzie, którzy przynieśli Zen? W praktyce Kondo proponuje, aby spojrzeć na wszystkie rzeczy, które posiadamy i zadać sobie pytanie: „Czy to sprawia mi radość?”. Zazwyczaj odpowiedź brzmi „nie” i wtedy dana rzecz musi opuścić mieszkanie.

Reklama

Taki sam bałagan, przynajmniej do niedawna, dotyczył życia całej klasy średniej. Coraz trudniej było nam uporządkować i zorganizować kalendarze i plany podróżnicze, niezależnie od tego, czy były to dalekie wyprawy, czy poruszanie się po mieście. Mimo tych trudności, godziliśmy się na nie, ponieważ baliśmy się utraty różnych możliwości: zawodowych, społecznych czy osobistych. Potrójnie poumawiani, ci z nas, którzy mieli szczęście posiadać dobre dochody, chodzili na stresujące kompromisy kalendarzowe pomiędzy otwarciem galerii, imprezą, wykładem lub wizytą na siłowni.

Coś podobnego działo się również w odniesieniu do społeczeństw bogatych krajów. Wciąż dodawaliśmy kolejne warstwy skomplikowania: nowa biurokracja, legislacja, podział pracy, luka podatkowa, itd. Pewnym przykładem jest Unia Europejska, ale jeszcze gorszym są zapewne Stany Zjednoczone. Według jednej z wpływowych tez z 2013 roku, Ameryka stała się „prowizorkokracją” (kludgeocracy).

„Prowizorka” (kludge) to pojęcie obszaru programowania opisujące niezdarnie zrobioną, kiepską łatę, która nie rozwiązuje głównego problemu w oprogramowaniu, a jeszcze bardziej komplikuje sytuację i tworzy zalążki nowych problemów w przyszłości.

Można to łatwo zaobserwować na przykładzie systemu rządzenia we współczesnej Ameryce lub na przykładzie systemów ochrony zdrowia lub systemów podatkowych. Wystarczy zapytać każdego nowego przybysza do USA, czego mogą dotyczyć następujące określenia: 401(k), IRA, Roth IRA, Keogh? Nikt nie odgadłby, że chodzi o coś, co ma związek z oszczędzaniem na emeryturę.

Taki bizantyjski rozkład jest w gruncie rzeczy powtarzającym się zjawiskiem historycznym, które w 1988 roku zostało opisane przez amerykańskiego antropologa Josepha Taintera w książce pt.: „The Collapse of Complex Societies” („Upadek złożonych społeczeństw”). Według tego badacza złożoność oraz niezdolność do uproszczenia doprowadziła do upadku ponad 20 cywilizacji, od cywilizacji mykeńskiej i minojskiej po Hetytów i Majów, a także kilku chińskich dynastii oraz Cesarstwa zachodniorzymskiego.

Upadek niekoniecznie musi oznaczać coś przerażającego. Oznacza to szybkie i mimowolne uproszczenie społeczeństwa. Owszem, niektóre upadki prowadziły do zejścia w „wieki ciemne”, ale nie musiało tak być. Alternatywą jest przyjęcie uproszczenia oraz nazwanie go „innowacją”, jeśli to pomoże.

Dzięki pandemii Covid-19 możemy dziś znajdować się właśnie w takim punkcie zwrotnym. Pierwszą oznaką szybkiego uproszczenia jest rozrywanie globalnych łańcuchów dostaw i ponowne ich składanie w o wiele bardziej podstawowy sposób. Uproszczenie może również doprowadzić do przewrotu w służbie zdrowia, systemie opodatkowania oraz opieki. Okazuje się bowiem, że ci, którzy w największym stopniu polegają na pomocy finansowej i medycznej, nie są w stanie przedostać się przez złożoność tego systemu. W niektórych krajach reformy mogą nadejść wraz z rewolucją populistyczną, lepiej jednak, aby działo się w to w sposób celowy i przemyślany.

Wielu z nas, dzięki przebywaniu w domu, już rozpoczęło proces upraszczania życia. Jeśli obawialiśmy się, że utkniemy w domu, to teraz nie mamy wiele do stracenia, co jest najlepszym powodem do tego, aby zostać z rodziną. Mniej znaczące relacje są przerywane, podczas gdy te najważniejsze odżywają i są kultywowane w czasie rozmów przez Zoom. Nie możemy już odbyć egzotycznych podróży, więc nikt nie czuje się źle z powodu uziemienia w domu. We wszystkich obszarach, od diety po modę, prostota stała się modna.

Wiele osób w czasie obecnej pandemii uświadamia sobie, że potrzebuje znacznie mniej, niż można było pomyśleć jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Czy dana rzecz sprawia radość? Jeśli nie, można się jej pozbyć.

Pewnego dnia możemy wspominać epidemię Covid-19 z wdzięcznością.

>>> Czytaj też: Biurokracja ważniejsza od uczniów. Wypełnianie tabelek zajmuje więcej niż przygotowanie lekcji