Komora gazowa była?
    
    
        Była.
    
    
        Krematorium? 
    
    
        Było. 
    
    
        Warkoczyki są?
    
    
        Nie ma. Są skremowane szczątki antropologiczne. Kilkaset kilogramów. Zostaną pochowane. 
    
    
        Gdzie są teraz?
    
    
        W pomniku i w krematorium. 
    
    
        Można oglądać? 
    
    
        Tak, ale to jest niewłaściwe. Uważam, że obowiązkiem chrześcijanina jest pochowanie zmarłych.
    
    
        Działają na wyobraźnię, jak te warkoczyki w Auschwitz. 
    
    
        Nie chciałbym się licytować. Nie można po prostu porównać obu tych miejsc w żaden sposób. Auschwitz był znacznie większym obozem. Był obozem zagłady i obozem koncentracyjnym. Stutthof organizacyjnie i strukturalnie był obozem koncentracyjnym, choć de facto był także obozem zagłady. Myślenie zbrodnicze to nie tworzenie jednego czy dwóch obozów, tylko stworzenie całego systemu. Przecież w obozach chodziło o ekonomię. Nie wiem, czy pani wie, ale zdarzało się, że szczątki, prochy sprzedawano rodzinie. Na ciało kładziono taki krążek z korundu, glinki wysoce ognioodpornej. Kiedy przyjechał tu Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz- Birkenau, ze swoimi konserwatorami, jeden z nich swoim wprawnym okiem wypatrzył fragment takiego krążka przy krematorium... Dla pamięci najistotniejsze jest to, co wydarzyło się po wojnie. Świat i państwo polskie zdecydowały się wyróżnić Auschwitz. Jest to dziś jedyny obóz zagłady wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Myślę jednak, że jesteśmy partnerami – Stutthof i Auschwitz. 
    
    
        Auschwitz odwiedzają 2 mln ludzi rocznie. 
    
    
        Nas 147 tys. Nasz rekord dzienny to 3006 osób, z czego jestem bardzo dumny, bo to efekt starań całego zespołu muzeum. 
    
    
        Treść całego wywiadu będzie można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu DGP.