Według odwołanych w grudniu, a wpisanych ponownie w piątek do Krajowego Rejestru Sądowego władz firmy, zarówno centrala jak i oddziały SKOK Kopernik rozpoczęły w poniedziałek pracę normalnie. Problemem pozostawał znajdujący się pod kontrolą Kasy Krajowej system informatyczny, w którym m.in. nie działała komunikacja między centralą a oddziałami.

"Komplikacje są dość poważne, ponieważ nie mamy władzy nad systemami. Jej odzyskanie może trochę potrwać. Nasi ludzie są już w Łodzi, gdzie stoją systemy, i rozmawiają o przywróceniu kontaktu z oddziałami" - powiedział PAP w poniedziałek prezes SKOK Kopernik Antoni Stadnicki.

Jak poinformował PAP tego dnia Michał Włoszczyk, który od grudnia ub. roku pełnił funkcję zarządcy komisarycznego, mimo że druga strona sporu była ostrzegana o możliwości zablokowania części łączności z oddziałami - w przypadku działań nieuprawnionych osób w obszarach chronionych, gdzie m.in. znajdują się informacje o klientach - takiego kroku nie podjęto.

Włoszczyk zapowiedział też, że zamierza wyjaśnić piątkową decyzję sądu rejestrowego, z której - jak zaznaczył - wynika, że firmą kieruje zarówno poprzedni zarząd, jak i zarządca komisaryczny. Podkreślił też, że cały czas wykonuje swoje obowiązki jako pracownik Kasy Krajowej - co nie oznacza, że musi w tym czasie przebywać w centrali SKOK Kopernik.

Reklama

Według rzecznika Kasy Krajowej Andrzeja Dunajskiego, jej władze nadal stoją na stanowisku, że "incydentalne" postanowienie sądu z 17 kwietnia - wstrzymujące uchwałę Kasy Krajowej SKOK z grudnia ub. roku o ustanowieniu zarządcy komisarycznego - nie może zastępować wyroku.

Prezes Stadnicki w piątek zapowiadał przeprowadzenie inwentaryzacji - pracownicy mówili, że w ostatnim czasie na mocy decyzji Kasy Krajowej SKOK wywieziono z Ornontowic część sprzętu, zniknęły też dokumenty. W poniedziałek prezes zaznaczył, że nie znaleziono dotąd dokumentów, które potwierdzałyby legalne wywiezienie czegokolwiek z firmy.

Według Stadnickiego, powrót do wcześniejszych relacji SKOK Kopernik z Kasą Krajową będzie możliwy, o ile przywrócone zostanie pełne działanie systemów informatycznych. "Kasa Krajowa nigdy nas nie wspierała. Współpraca z centralą sprowadza się do okresowego wysyłania sprawozdań i pieniędzy" - wyjaśnił prezes.

Zanim Stadnicki ponownie objął władzę, Kasa Krajowa planowała zwolnić około 150 z 450 zatrudnionych w centrali SKOK Kopernik, a część działalności operacyjnej przenieść do Łodzi. Zarządca oferował przeniesienie części miejsc pracy do innych miast, tłumacząc to m.in. koniecznością obniżania kosztów. Związkowcy mówili, że oznaczałoby to de facto likwidację centrali; uważają, że u podstaw takiej decyzji leżała polityka, a nie rachunek ekonomiczny.

Jak informowali przedstawiciele Kasy Krajowej, decyzja o wprowadzeniu zarządu komisarycznego z 8 grudnia ub. roku zapadła po przeprowadzeniu wewnętrznej kontroli w SKOK Kopernik. Kontrola miała wykazać wiele nieprawidłowości, którymi teraz zajmuje się prokuratura.

Według załogi protestującej przeciwko zarządowi komisarycznemu oraz Stadnickiego, prawdziwe tło sporu było inne, a konflikt narósł już jesienią. Stadnicki na łamach "Polityki" poparł wówczas projekt Platformy Obywatelskiej, przewidujący likwidację Kasy Krajowej i oddanie SKOK-ów pod nadzór bankowy.

"Powszechnie wiadomo, że Kasa Krajowa jest związana z PiS-em, podobnie jak SKOK Stefczyka, który zamierza nas teraz wchłonąć" - mówili członkowie powołanych podczas konfliktu w "Koperniku" związków zawodowych. Sam Stadnicki zapewnia, że zwolnień nie będzie, liczy też, że zmiany dotyczące nadzoru nad SKOK-ami wejdą w życie.

Przeciwnicy polityki zarządcy komisarycznego w ostatnich dniach pikietowali siedzibę firmy, założyli też stronę internetową www.wolnykopernik.pl, na której protestowali przeciw zarządcy i Kasie Krajowej. Na miejscu - w siedzibie SKOK Kopernik - od kilku dni przebywało kilkunastu ochroniarzy z firmy zatrudnionej przez zarządcę.

W tym czasie z zewnątrz lokal obstawiała ochrona innej firmy wynajętej przez zarząd Stadnickiego. Przed budynkiem stale przebywało też od kilkunastu do kilkudziesięciu jej pracowników, którzy - jak mówili - pilnowali, by nikt niczego nie wynosił. W piątek podczas przejęcia centrali doszło do szarpaniny, uszkodzone zostały drzwi wejściowe i jedna szyba.