Banki dbają o wizerunek dobrego pracodawcy. Aby uniknąć zwolnień grupowych, tną koszty na czym się da, m.in. na promocji, szkoleniach, zmniejszają floty samochodowe, ograniczają limity rozmów telefonicznych. "Od marca nie mogę płacić kartą firmową za paliwo do służbowego auta" - mówi pracownik Citi Handlowego.

W BRE w maju do własnych ze służbowych samochodów będzie musiało się przesiąść kilkaset osób. W Pekao spotkania w ramach grupy UniCredit coraz częściej są zastępowane wideokonferencjami. W podobny sposób ogranicza wydatki BPH, gdzie wideokonferencje są alternatywą nawet dla spotkań na terenie kraju.

Z kolei w Euro Bank w niektórych placówkach zdecydował się skrócić czas pracy. "Oddziały w centrach miast otwarte są teraz do godz. 18 zamiast do 19" - mówi Anna Kula z departamentu PR Euro Banku. Na haku zawisł plan rozbudowy placówek, podobnie zresztą jak u konkurencji. Banki wzięły się też ostro za renegocjację umów najmu powierzchni swoich placówek.

"Widać tu spory ruch, mimo że wiele kilkuletnich umów zostało podpisanych niedawno i nie ma ku temu podstaw" - mówi Tomasz Górski, negocjator z Cushman Wakefield. Do stołów negocjacyjnych bankowcy zasiedli też z dostawcami usług telekomunikacyjnych, a nawet z serwisami sprzątającymi. Większość banków ogranicza nadgodziny, zablokowała nowe przyjęcia do absolutnego minimum, nie przedłuża też terminowych umów.

Reklama

"Aby uniknąć nadgodzin, rozważamy możliwość wprowadzenia elastycznego czasu pracy" - informuje Wojciech Kaczorowski, rzecznik Millennium. Jeszcze dalej poszedł BZ WBK, który zaleca pracownikom wzięcie w ciągu roku 10 – 15 dni bezpłatnego urlopu, części osób zmniejsza wymiar pracy na 5/6 czy 9/10 etatu, likwiduje nadgodziny. Efektem mają być oszczędności porównywane np. do zwolnienia tysiąca osób. Czy te ruchy rzeczywiście wystarczą, by uniknąć zwolnień grupowych? Specjaliści są przekonani, że nie.

"W zależności od banku 35 do 50 proc. całości kosztów to koszty osobowe, dlatego trzeba brać pod uwagę, że już w najbliższych dniach przy okazji publikacji wyników za I kwartał banki mogą zacząć ogłaszać programy zwolnień grupowych" - mówi Marcin Jabłczyński, analityk DB Securities. Dodaje, że do końca 2010 r. zatrudnienie w sektorze spadnie o 10 proc., czyli ponad 18 tys. osób. Według Komisji Nadzoru Finansowego szeregi pracowników banków w tym roku opuści ok. 10 tys. osób z liczącej 181,3 tys. załogi, która powiększyła się w ostatnich dwu latach o ponad 23 tys. osób. Zwolnionych może zostać więc 5,5 proc. zatrudnionych. Gorzej sytuacja wyglądała tylko w 2003 r., gdy pracę straciło niemal 6 proc. bankowców.

"Obecnie banki mają możliwość zaoszczędzenia na programach bonusowych. W zależności od banku stanowią one od 20 do 33 proc. kosztów osobowych, a tego przed laty niemal nie było "tłumaczy Jabłczyński. Jak na razie na zwolnienia grupowe na ok. 2,5 tys. osób zdecydowały się trzy banki: BPH, GE Money i Kredyt Bank. Przy czym BPH i GE tnie zatrudnienie z myślą o czekającej ich fuzji. W zeszłym roku zwolnienia grupowe przeprowadził Citi Handlowy. "Wiele banków będzie chciało redukować zatrudnienie bez ogłaszania zwolnień grupowych, by nie obniżać morale pozostałych pracowników" - zwraca uwagę Piotr Palenik z ING Securities. Takim tropem poszedł BRE. W I kwartale bez ogłaszania zwolnień grupowych zredukował zatrudnienie o 405 osób. "Podobne ruchy robią też inne banki i wkrótce zapewne o tym poinformują" - dodaje Palenik.

Więcej w dzienniku.pl