Gdańsk stara się o ten atut od 12 lat. Pierwszy wniosek - złożony w 1997 r. - obejmujący historyczne centrum Gdańska po roku wycofano. Powód - "brak autentyzmu substancji historycznej". Chodziło o to, że gdańskie kamieniczki w większości są "jedynie" odbudowane po zakończeniu II wojny światowej.

W 2005 r. miasto spróbowało drugi raz. Zamiast wpisywać na listę całe Główne Miasto, wybrano niektóre z historycznych obiektów Gdańska plus fragmenty stoczni i Westerplatte. W maju 2007 r. ten wniosek wycofał rząd, bo Gdańsk zignorował zalecenia komisarz UNESCO Margareth Ehrstrom. Nie podobały jej się plany budowy wysokościowców w obrębie pomnika historii, jakim jest Główne Miasto.

Teraz Gdańsk próbuje trzeci raz. Szansą ma być Stocznia Gdańska, a dokładnie jej część z bramą nr 2, salą BHP, budynkiem dyrekcji oraz XIX-wieczne hale Stoczni Cesarskiej aż po nabrzeże Motławy, a także pomnik Poległych Stoczniowców na placu "Solidarności".

- Zależy mi na tym, by Gdańsk znalazł się w końcu na liście UNESCO - mówi prezydent miasta Paweł Adamowicz. -Po rozmowie z właścicielami terenu oraz ministrem kultury spróbujemy po raz kolejny przygotować wniosek o wpis - tym razem stoczni.

Reklama

Władze miasta są przekonane, że szansa jest duża, bo UNESCO przez kilkanaście lat zmieniło kryteria. Teraz - inaczej niż wtedy, gdy Gdańsk przygotowywał pierwszy wniosek - mniej chętnie wpisuje na swoją listę starówki miast czy kościoły. Tych jest już wpisanych bardzo dużo. Teraz liczą się unikaty - takie właśnie jak Stocznia Gdańska. Co ważniejsze - jak się dowiaduje gazeta - to, że stocznia wciąż pracuje, jest dla UNESCO dodatkowym atutem.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".