Zdanych, które opublikował wczoraj GUS, wynika, że w pierwszych czterech miesiącach tego roku najbardziej spadła wartość importu paliw mineralnych – aż o 37 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2008 roku.
Ekonomiści zwracają uwagę, że częściowo mógł być to efekt dużego spadku cen tego surowca na rynkach światowych. Mimo to teza, że polski przemysł potrzebuje wyraźnie mniej surowców z zewnątrz do produkcji, potwierdza się. Import tzw. surowców niejadalnych – z wyłączeniem paliw – spadł do kwietnia o prawie 27 proc. I to w ujęciu złotowym, w którym wynik powinien być ciągnięty w górę przez efekt kursowy – bo słaby złoty powinien przekładać się na wzrost importu wyrażonego w złotych. Tymczasem ta wartość była wyraźnie niższa. O ile do kwietnia 2008 r. wyniosła ona ok. 5 mld zł, o tyle w pierwszych czterech miesiącach tego roku było to już 3,6 mld zł.
Na dużym minusie jest też import towarów przemysłowych. Tutaj spadek wyniósł około 21,7 proc. O prawie 10 proc. spadła sprzedaż importowanych chemikaliów i produktów pokrewnych. GUS nie podał na razie wolumenu importu. Gdyby jednak spróbować oczyścić te wyniki z efektu kursowego, zobaczylibyśmy prawdziwą zapaść. Przy przeliczeniu wartości sprzedaży towarów z zewnątrz na średnie kursy euro okazuje się, że spadek importu surowców niejadalnych wyniósł ponad 42,7 proc. W przypadku towarów przemysłowych było to 38,5 proc. A w branży chemicznej – 29 proc.
Łatwo to wytłumaczyć, jeśli spojrzymy na wyniki produkcji w poszczególnych branżach. Produkcja metali w kwietniu spadła aż o 40,5 proc. w skali roku. Produkcja samochodów była niższa o 29,9 proc., a produkcja paliw – o 23 proc.
Reklama
Zdaniem Wojciecha Matysiaka, ekonomisty BGŻ, załamanie importu zaopatrzeniowego wynika z dostosowania w polskich firmach do gwałtownie kurczącego się popytu.
– Dane za I kwartał pokazują zmniejszenie się zapasów w przedsiębiorstwach. To by tłumaczyło duży spadek importu zaopatrzeniowego. Import konsumpcyjny też spada, ale z pewnością w mniejszej skali – mówi.
Potwierdza się to we wczorajszych danych GUS. Jeśli przyjąć, że popyt na używki jest generowany głównie przez konsumentów, to można zaryzykować tezę, że konsumpcja prywatna ratuje import. Wartość importu w kategorii napoje i tytoń wzrosła o 27 proc. Dokładnie tyle wzrosła średnia wartość euro w pierwszych czterech miesiącach tego roku w porównaniu do tego samego okresu w 2008 roku. Z czego wniosek, że importerom w tej branży udało się utrzymać rynek.
Importerzy żywności nie mogą się pochwalić tak dobrym wynikiem. Wzrost nominalny wyniósł 16 proc. Po oczyszczeniu z efektu kursowego import żywności spadł jednak o 8,6 proc.
Efekt kursowy w przypadku importu działa niekorzystnie, bo zwiększa cenę towarów z zewnątrz, co ogranicza popyt na nie.
– Widać, że w wielu miejscach produkty krajowe wyparły produkty importowane. Choćby w branżach związanych z budownictwem, czyli w produkcji surowców niemetalicznych – mówi Tomasz Kaczor z BGK.
Na podstawie danych GUS trudno wywnioskować, jak wyglądał popyt konsumpcyjny na importowany sprzęt RTV i AGD oraz samochody. Urząd na razie wrzuca to do jednego worka, a kategorię nazywa maszyny, urządzenia i sprzęt transportowy. W takim ujęciu import wypada słabo, w tym roku do kwietnia spadł o 16,5 proc. w ujęciu złotowym (po oczyszczeniu z efektu kursowego – o ponad 34 proc.).
Według Wojciecha Maty- siaka tendencje w imporcie w miarę upływu czasu będą się odwracać.
– W następnych miesiącach popyt zaopatrzeniowy będzie się odbudowywał. A konsumpcyjny raczej będzie się kurczył, przynajmniej do momentu, gdy sytuacja na rynku pracy nie zacznie się poprawiać – mówi ekonomista BGŻ.