Po poniedziałkowym spadku już dzień później inwestorzy nie przestraszyli się i mieli wystarczająco dużo sił, by przynajmniej zacząć dzień wzrostami. Później było już słabiej, ale gdyby nie spadek cen surowców na światowych giełdach, to dzień zakończylibyśmy na plusie. Nie udało się, ale granica 1800 pkt. nie padła.

Ale i pesymiści mają w ręku coraz poważniejsze argumenty. Od kilku tygodni w otoczeniu rynku nie pojawiły się żadne dane makro, które mile zaskoczyłyby inwestorów. Rynek przestał interpretować pozytywnie dane „tylko” zgodne z oczekiwaniami. Trwa huśtawka na rynku walutowym, dolar z dnia na dzień rośnie i spada, dezorientując inwestorów giełdowych. Na domiar złego wciąż trwa przecena na rynku surowców. Naprawdę niełatwo znaleźć argumenty na poparcie tezy, że ceny akcji powinny rosnąć. A indeksy z coraz większym trudem utrzymują się ponad ważnymi strefami wsparcia. Z każdym dniem rośnie ryzyko załamania nastrojów.

Czy czara goryczy przeleje się już w środę? Inwestorów czeka dość solidna porcja danych makro, począwszy od wskaźnika PKB w Eurolandzie, poprzez majową produkcję przemysłową w Niemczech, aż po zapasy ropy i wnioski o kredyt hipoteczny w USA. A wieczorem sezon ogłaszania wyników kwartalnych w Ameryce rozpocznie koncern Alcoa. Być może wyniki spółek będą pozytywną przeciwwagą dla niezbyt dobrych danych makro, napływających z rynków.