„Inwestor nie powinien wyłączać krytycznego myślenia” – mówi Wojciech Trzaska. Pierwszą receptą na czasy kryzysu jest pytać i sprawdzać, a także - zakładać większy margines błędu.

Szukać fachowców, ale sprawdzać

„Cena dostępu do specjalistycznych serwisów jest zaporowa. W Internecie można znaleźć wiele danych, ale też trzeba dużo czasu na zapoznanie się z nimi. Najbardziej podobają mi się dyskusje z paniami, które stawiają proste pytanie - dlaczego tak. Niech więc to będzie prosta analiza na poziomie rozmyślań w ogródku. Może brakować wiedzy czy doświadczenia, ale ważne jest, by inwestor nie przestawał myśleć, analizował dane” – dodaje Wojciech Trzaska. Zwraca przy tym uwagę, że w Polsce bardzo często ludzie wstydzą się zadawać pytania. „Jednak moje doświadczenia z kontaktów z osobami, które choćby z racji stanowisk teoretycznie nie powinny zadawać tzw. takich pytań, wskazują, że właśnie ci ludzie pytań się nie wstydzą. Wiedzą, że niedomówienia w konsekwencji mogą być bardzo kosztowne”.

Wojciech Trzaska przypomina, że błędna analiza lub nadmierne zaufanie mogą być warte wiele pieniędzy. O ile, jego zdaniem, nie należy obecnie zakładać recesji takiej, jak w latach trzydziestych, to należy bardzo uważnie przyglądać się informacjom płynącym z rynku.

Reklama

Nieprecyzyjna ocena rynku

W ostatnich latach inwestorzy fascynowali się rynkiem amerykańskim i jego zdolnością do regeneracji po bańce internetowej, a dobre wyniki spółek powiększały napływ kapitału na giełdę. „Jednak na tym samym rynku amerykańskim trzeba zestawiać np. ubiegłoroczne dane o wynagrodzeniach i wydajności pracy. Wydajność spadła o połowę, a koszty wynagrodzenia w przełożeniu na produkt wzrosły dwukrotnie, a więc widać, jak nożyce się rozjeżdżają. O połowę mniej wyprodukowano za podwójną cenę! W dodatku trudno nam rzetelnie ocenić gospodarkę amerykańską, bo na przykład nie wiemy, ile pieniądza jest w obiegu. Jak widzimy po interwencjach – na rynek trafiło 150 mld dolarów w pierwszej transzy, a prasa żartuje, że drukarnia w Fed jest rozgrzana do białości i produkuje bezwartościowe tony biało-zielonego papieru. Od 2002/3 r. nie jest publikowana ilość pieniądza w obiegu, tak że analitycy szacują, iż jak się mówi o inflacji w USA na poziomie 3-4 proc., to rzeczywista wynosi 6-9 proc” – podkreśla Wojciech Trzaska.

Jeśli jednak inwestorzy chcieliby wybrać rynki wschodzące jako modną alternatywę dla przeżywających kryzys gospodarek zachodnich, to również powinni podchodzić do danych z dużą ostrożnością. „Na przykład w Chinach od 1981 roku nie weryfikowano koszyka służącego do pomiaru parytetu siły nabywczej. Zaczął to sprawdzać Bank Światowy i pierwsze przypuszczenia specjalistów są takie, że gospodarka chińska jest o 40 proc. słabsza niż się zakłada, więc może się okazać, że chiński wzrost gospodarczy nie jest na poziomie 10 proc. rocznie, ale 6 procent” – dodaje.

Akcji nie należy się bać

Czy jednak należy całkowicie wycofać się z rynku akcji? „Zawsze należy wiedzieć, co sprzedawać w pierwszej, a co w drugiej kolejności, jeśli ktoś chce minimalizować straty. Ale też warto pomyśleć o nowych inwestycjach na rynku akcji, przy czym to zależy od odporności na ryzyko. Doradzałby dobrze zdywersyfikowane fundusze, uwzględniające rynki wschodzące czy niektóre surowce. Zakładałbym przy tym przynajmniej pięcioletni horyzont inwestycyjny, ale podzieliłbym portfel ze względu na ryzyko i horyzonty czasowe, przyjmując zasadę, że jeśli większe ryzyko, to wzmożona czujność” – mówi Wojciech Trzaska.

Zwraca uwagę, że gdy rynek dopiero zbiera się do marszu w górę, inwestorzy chętnie kupują małe spółki, które są bardziej elastyczne, bardziej dynamiczne i roczne zyski mogą sięgać nie kilku, ale kilkuset procent. „Te spółki szybciej ruszają z bloków startowych” – podkreśla. Późniejszym etapem jest inwestowanie w większe firmy, o mniejszym potencjale rocznego zwrotu, ale które też m.in. ze względu na dywersyfikację działalności lepiej opierają się zawirowaniom. „Taki jest cykl inwestycyjny. Potem, gdy rynek jest gorszy – jest pustka. W tym martwym okresie dobrzy inwestorzy wybierają przecenione spółki. Mówi się, że wytrawni gracze ustawiają się na dole, żeby uzupełnić portfel” – przypomina Wojciech Trzaska.

Dlatego obecny czas uznaje za dobry okres na szukanie niedowartościowanych spółek, takich, dla których np. wskaźnik cena/zysk jest na niskim poziomie, a ich potencjał wzrostu jest wysoki. „Na przykład spółki z frankfurckiego Dax – cena do zysk na poziomie 12 jest już bardzo atrakcyjna. Na rynku europejskim można znaleźć nawet takie spółki, dla których – jak dla Air France KLM wycena jest na poziomie 4-5. Naturalnie, każdy powinien podejmować decyzje indywidualne dla swojego portfela i mierzyć siły na zamiary. Ja w swoim portfelu pozbyłem się tych akcji, które były obciążone najwyższym ryzykiem. Ale też część dokupiłem. ” – dodaje.

Greenspan zawinił, kredytobiorca płaci

Zdaniem Wojciecha Trzaski, doświadczenia ostatnich miesięcy powinny nauczyć inwestorów krytycznego patrzenia na decyzje rynkowych guru. „Sądzę, że obecny kryzys jest efektem działań Alana Greenspana, który obniżył nadmiernie stopy procentowe. Kilka lat temu podczas kursu dla doradców inwestycyjnych w Austrii mieliśmy kolegę, który zarządzał majątkiem rodziny i znajomych, o wartości 30 mln euro. Nie miał czasu na skończenie studiów, ale był znakomitym domorosłym traderem. Mieli go dość wszyscy wykładowcy, jednak nie dlatego, że był uciążliwy, lecz dlatego, że był trafny. Właśnie ten kolega już wówczas mówił, że Greenspan przejdzie do historii jako jeden z największych niszczycieli majątku amerykańskiego. Obecnie coraz częściej można usłyszeć opinie, że kryzys subprime jest konsekwencją zbyt swobodnej polityki monetarnej” – przypomina Wojciech Trzaska.

Wskazuje, że pożyczanie pieniędzy na dom osobom, które są za biedne, by móc zwrócić kredyt na dom o wartości kilkuset tysięcy dolarów, było decyzją nieracjonalną. „Szczególnie Fed powinna była pomyśleć, że kiedyś koniunktura się odwróci i ta grupa ludzi nie będzie w stanie spłacić kredytu” – podkreśla Wojciech Trzaska. Tym bardziej, że działalność firm inwestycyjnych, transferujących ryzyko na innych uczestników rynku przez „opakowywanie” kredytów subprime w różne produkty powiązane z rynkiem kredytów, musiała powiększyć grono instytucji i osób uczestniczących w tej układance z kostek domina.

Jeśli nie akcje, to co

Kryzys subprime mógł wzbudzić w inwestorach zaniepokojenie dotyczące produktów strukturyzowanych, powiązanych nie tylko z rynkiem kredytowym, ale w ogóle z rynkami, na których aktywne są fundusze hedgingowe, w tym – z modnymi w ostatnich miesiącach rynkami surowców.

Tym bardziej, że coraz więcej pojawia się opinii, iż niebotyczne wzrosty na rynkach surowcowych były w olbrzymim stopniu udziałem właśnie funduszy hedgingowych. „Teraz spodziewałbym się pęknięcia kolejnej bańki po subprime – właśnie bańki na rynku surowców” – mówi Wojciech Trzaska.

Wskazuje, że również do tych rynków należy podchodzić z dużą ostrożnością. Na przykład tradycyjnie złoto jest formą inwestycji powiązaną z inflacją – im wyższa inflacja, tym bardziej rosną ceny złota. „Ale już na przykład trzeba pamiętać o relacji waluty RPA i dolara amerykańskiego. Przy tak wysokim popycie na złoto, wyceniane w dolarach, można by się spodziewać, że firmy wydobywcze w RPA mają olbrzymie zyski. Jednak spadek kursu dolara do randa doprowadził te spółki do strat. Takie przykłady świadczą jak bardzo ważne jest właściwe wycenianie korelacji między rynkami. Jeszcze kilka lat temu dane o różnych rynkach nie były dostępne. Teraz są w Internecie, choć – przyznaję – trzeba dokładnej analizy. Jest ona jednak możliwa. To kolejny przykład na to, że warto zadawać pytania” – podkreśla Wojciech Trzaska.

Zwraca też uwagę, że fundusze hedgingowe, obiecujące inwestorowi dywersyfikację ryzyka dzięki inwestycjom na kilkudziesięciu rynkach jednocześnie, mogą wprowadzać w błąd. „Małe fundusze sobie radzą. Ale kiedy rosną – stają się za duże i same wyznaczają trend, poruszają rynkiem. Dlatego takim funduszom pozostają główne surowce, indeksy, forex i główne stopy procentowe, ich rynek bardzo się zawęża”.

Taką samą ostrożność Wojciech Trzaska radzi zachować wobec coraz bardziej złożonych produktów strukturyzowanych. „W wielu z nich opłaty są już tak schowane, że po ich odjęciu klient zarabia 2 procent rocznie. No chyba, że pojawi się nagła gigantyczna hossa albo bessa”.

Zatem na czasy gorsze Wojciech Trzaska sugeruje z jednej strony wynajdywanie okazji, ale z drugiej – poszukiwanie prostych produktów, o jasnym ryzyku i widocznych opłatach. To na przykład lokaty, fundusze pieniężne. „Nie należy oczekiwać 15 proc. zwrotu, ale też nie 10 proc. straty. Nie traktuję lokat jako zła koniecznego. Przy obecnych stopach procentowych są oferty bardzo atrakcyjne” – dodaje Wojeciech Trzaska. W średnim terminie interesujące mogą też być fundusze obligacyjne.

„Inteligentny inwestor powinien pozostać krytyczny wobec tego co czyta. Nie ma wyjścia - musi inwestować w wiedzę i nigdy nie zapominać o rozwadze” – radzi Wojciech Trzaska.

Anna Lach