W końcu burza na rynkach finansowych w wielkie nazwiska na rynku reasekuracji – jak Swiss Re, Munich Re i Hannover Rein – uderzyła tak samo jak w ich klientów. Choć wyniki działalności gwarancyjnej obroniły się, dochód z inwestycji uderzony został mocno, a zniżki na rynkach spowodowały obniżenie wartości kapitału. Gromadzenie nowego kapitału akcyjnego oznaczałoby sygnał, że coś jest źle, i mogłoby podważyć zaufanie ze strony ubezpieczycieli pierwotnych.
Firmy reasekuracyjne odbudowują więc swój kapitał, zwiększając składki oraz wyzbywając się niedochodowych przedsięwzięć. W większości przypadków pozbyły się balastu i jakość przetrwały burzę. Z tego właśnie względu decyzja firmy PartnerRe, żeby wystąpić z wartą 2 mld dol. ofertą kupna wobec innej firmy z branży, ParisRe, stanowi posunięcie wyjątkowe. Mająca siedzibę na Bermudach PartnerRe dysponuje większym niż inni polem manewru, ponieważ notowania jego akcji są wyższe od wartości księgowej i posiada ona gotówkę na tę transakcję. Oferuje akcjonariuszom ParisRe premię w wysokości 35 proc. ponad cenę rynkową, choć w stosunku do wartości księgowej tej pogrążonej w kłopotach spółki to zaledwie 5 proc. PartnerRe chce sobie w ten sposób poprawić strukturę geograficzną i strukturę ryzyka. Ma jeszcze inny istotny powód: jedną z lekcji z kryzysu stanowi fakt, iż każdy powinien się starać o rozproszenie ryzyka.
Powiększając firmę, PartnerRe spodziewa się, że będzie mógł konkurować o klientów swoich większych rywali. Inne firmy reasekuracyjne mogą również podążyć tą drogą. Obiektem przejęcia może być francuska spółka Scor (jej akcje zwyżkowały w zeszłym tygodniu) oraz działająca na rynku londyńskim firma Brit and Beazley. Generalnie jednak niskie wyceny giełdowe stanowią przeszkodę w podobnych działaniach. PartnerRe po prostu trafił na okazję.
Reklama