Poniedziałkowa sesja w USA miała tylko jeden punkt zaczepienia, którym były publikowane dane o sprzedaży nowych domów na amerykańskim rynku nieruchomości. Wartość zaskoczyła wszystkich, bo była największa od listopada ubiegłego roku, a w ciągu miesiąca wzrosła o 11 proc., czyli najbardziej od ośmiu lat.

Dodatkowo na rynku liczba niesprzedanych nowych domów jest najmniejsza od ponad 10 lat i mimo, że tak ważny element danych jak mediana ceny, spadł w ciągu roku o 12 proc. to dla inwestorów pojawił się kolejny już sygnał, że rynek nieruchomości powoli łapie oddech i w przyszłości będzie można oczekiwać lepszych danych. W kontekście tych danych niezwykle przekonująco brzmią słowa Bena Bernanke z 21 lipca kiedy sugerował, że sektor nieruchomości ma się coraz lepiej i w przyszłości nie powinien notować już tak silnych zmian.

Pomimo dobrych danych rynek niespecjalnie miał chęć rosnąć. Początkowo nawet pojawiły się niewielkie spadki, ale potem popyt (znów!) systematycznie przez pozostałą część sesji ponosił indeksy i ostatecznie S&P500 symbolicznie zyskał kończąc na najwyższym poziomie od 4 listopada. Ostatni ruch rynku był tak dynamiczny, że po odbiciu się od 945 pkt. indeks za chwilę znajdzie się w kolejnej strefie oporu jaką jest 1000 pkt. Przełamanie tego poziomu „z marszu” po takich wzrostach jest nierealne, ale do tej pory kolejne nieznacznie wzrostowe sesje są możliwe.

Reklama

Na GPW poniedziałkową sesję gracze rozpoczęli w bardzo dobrej atmosferze. WIG20 od razu otworzył się na dwuprocentowym plusie i nawet odrobinę nie dawał po sobie poznać, że po ostatnim okresie dwóch tygodni wzrostów może dojść do jakiejkolwiek korekty. Dodatkowo rosnące indeksy zachodnich giełd utwierdzały popyt w przekonaniu, że poniedziałek musi być kolejnym dobrym dniem.

Bykom sztuka utrzymania indeksu udawała się zaledwie przez godzinę, ponieważ potem zbyt wysokie otwarcie bez kontynuacji wzrostów zaczęło skłaniać do realizacji zysków. Skutkowało to szybkim zejściem do poziomu neutralnego przy którym rynek zatrzymał się na parę godzin. Następnie po stabilizacji kupujący próbowali jeszcze raz rozpocząć wzrosty, ale tym razem też się to nie udało, a podaż bez żadnych wyraźnych powodów zareagowała silniejszą kontrą i rynek znalazł się już na poziomie piątkowych miniów, których obrona dla byków stanowiła swego rodzaju punkt honoru. W trakcie dnia WIG20 tracąc zaledwie 0,5 proc. był najgorszym indeksem w Europie, ale poprawa w końcówce pozwoliła zejść z miejsca lidera i zająć drugie miejsce wśród europejskich spadkowiczów.

Przy coraz gorzej radzącym sobie sektorze największych spółek zdecydowanie pozytywnie wyróżniał się segment średniaków. mWIG korzystając z wzrostów banków i deweloperów wyszedł na nowe tegoroczne szczyty i zdołał utrzymać ten poziom do końca dnia. Kolejny raz potwierdzenie w notowaniach znalazła zatem koncepcja, że mniejszym i bardziej elastycznym spółkom szybciej uda się wyjść z kryzysowej sytuacji i w nadchodzącym okresie raportów kwartalnych to właśnie tam będzie można znaleźć prawdziwe perełki.

Ostateczne zakończenie symbolicznym spadkiem nie oznacza nic szczególnego. Na podstawie wczorajszych danych spokojnie można wypchnąć indeks na nowe szczyty, a jednocześnie fakt, że wszystkie wskaźniki pokazują wykupienie rynku sugeruje, że korekta lub przynajmniej stabilizacja w okolicy 2100 jest nie do uniknięcia. Dziś przynajmniej początek powinien być spokojny, a następnie popyt zapewne ponownie spróbuje szczęścia zdobywaniu szczytów. Im więcej takich podejść t ym więcej pytań czy szybciej skończy się graczom nowy kapitał czy cierpliwość?